O wyborczych obiecankach i akademickim Bolesławcu …, czyli echa dyskusji z bolesławianami

Do wyborów przystępuje się po to, aby zostać wybranym, aby je wygrać.  Jeśli więc zostałem kandydatem Platformy Obywatelskiej w tegorocznych samorządowych wyborach prezydenckich, to powinienem zrobić wszystko, aby zostać prezydentem Bolesławca. I tu zaczyna się problem? Czy rzeczywiście WSZYSTKO? Bezpiecznie by było powiedzieć… PRAWIE wszystko. Ale PRAWIE – jak wiadomo – czyni wielką różnicę. Na co jestem gotów, aby zwiększyć swoje szanse; aby wygrać? Odpowiadam szczerze – zdecydowanie NIE NA WSZYSTKO! Nie będę faulował, wchodził butami w życie prywatne kontrkandydatów, nie będę zastraszał i podpalał mieszkań, nie będę kolekcjonował haków. I nie będę okłamywał… wyborców. Na przykład nie obiecam niczego, o czym wiem, że jest niemożliwe do osiągnięcia, do zrealizowania. Dlaczego? Bo nie lubię robić z gęby cholewy, bo wstydzę się mówić głupoty. Że niektórzy z kolegów nie będą zadowoleni z tego wyznania ? Że powiedzą: „Obecny prezydent obieca wszystko i zrobi wszystko, aby wygrać!” Trudno. Taki jestem i tyle.

Dlaczego taki wstęp – ktoś zapyta? Ano dlatego, że w kilku komentarzach pojawił się ciekawy wątek pt. „Bolesławiec ośrodkiem akademickim”. Temat ważny, więc zadeklarowałem, że do niego wrócę. I na „wejściu” refleksja – czy obiecać bolesławianom, że Bolesławiec – jeśli zostanę prezydentem – stanie się NA PEWNO ośrodkiem akademickim? Miejscem, w którym swoje filie utworzy renomowany uniwersytet  i/lub politechnika?

Odpowiem krótko – moim zdaniem, nikt, żaden z kandydatów, jeśli jest poważny, nie złoży takiej deklaracji. Ja nie składam.

Kilka faktów. Nie jest tajemnicą, że niż demograficzny jest zmorą nie tylko szkół ponadgimnazjalnych (o czym wiem doskonale, bo zarządzam nimi już 12 lat), ale też wyższych uczelni. Dość powiedzieć, że w tym roku akademickim mamy 40.000 maturzystów mniej niż przed rokiem! Czterdzieści tysięcy! A większość uczelni – mimo to – przygotowała oferty… z większą liczbą miejsc niż przed rokiem. Rozpoczęła się bezpardonowa walka o studenta. Liczy się „sztuka”, nawet kosztem poziomu. Co to znaczy?  Znaczy to tyle, że niektóre z uczelni wyższych już w październiku wpadną w potężne kłopoty. Zapewne te mniej oblegane, cieszące się mniejszą popularnością – przede wszystkim nieduże szkoły wyższe niepubliczne, jakich powstało w ostatnich kilkunastu latach bardzo wiele. A to jeszcze nic – najgorsze przed nami (a w zasadzie przed szkołami wyższymi). W strategii, która powstała na zamówienie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, napisano, że w roku 2025 (a więc już za 15 lat) liczba studentów osiągnie – uwaga! – 55% stanu z roku 2005. Takie są fakty. Znaczy to, że za 15 lat połowa szkół wyższych – obecnie funkcjonujących – przestanie istnieć. Zapewne zostanie uniwersytet (w tym ekonomiczny czy przyrodniczy) i politechnika we Wrocławiu, podobnie akademia medyczna. Ale losy wyższych szkół zawodowych w Legnicy czy Jeleniej Górze są już zagrożone (nie mówiąc o Pułtusku czy Tomaszowie Lubelskim). Potencjał intelektualny i ekonomiczny uczelni tego typu może nie wystarczyć w walce o dramatycznie małą liczbę studentów. Nie bez przyczyny już teraz mówi się, aby połączyć dolnoślaskie uczelnie tego typu (wyższe zawodowe) w jedną w celu zwiększenia ich szans na przetrwanie. To smutne, ale uczelnie w mniejszych ośrodkach, o których piszą w komentarzach internauci, też mają nikłe szanse, aby przetrwać. To diagnoza sytuacji. A budowanie wizji akademickiego Bolesławca musimy rozpocząć od tych właśnie danych.

Czy fakty, które przytoczyłem, dowodzą, że nie chcę uczelni wyższych w Bolesławcu? Że nie będę zabiegał o ich utrzymanie (zamiejscowe ośrodki dydaktyczne uniwersytetu ekonomicznego cz AGH) i rozwój? Że nie będę starał się o pozyskanie przydatnych miastu i jego młodym mieszkańcom nowych kierunków? Nie dowodzą.

I teraz składam deklarację, która nie jest „wyborczą ściemą”. Zrobię wszystko, żeby Bolesławiec stał się subregionalnym ośrodkiem edukacyjnym (będzie takim ośrodkiem na poziomie ponadgimnazjalnego szkolnictwa zawodowego). Dołożę wszelkich starań, aby tak się stało. Wykorzystam możliwości, które do tej pory nie zostały wykorzystane. M.in. zaproszę do współpracy w tym celu wielki biznes – choćby KGHM czy kopalnię i elektrownię Turów. Spróbuję „ożenić” edukację z przemysłem. Żadne to novum, ale w wielu miejscach się sprawdziło. Dlaczego nie u nas? Nie odpuszczę bez „walki”.

Nie wiem, drodzy internauci, w tym Agato i Adamie, czy podzielacie moje zdanie, czy nie zniechęciłem Was do siebie tym szczerym wywodem. Ale uważam, ze szczerość – a nie „wyborcza ściema” – musi być podstawą rozmowy z mieszkańcami. Rozmowy o przyszłości Bolesławca. Rozmawiajmy więc! 

5 thoughts on “O wyborczych obiecankach i akademickim Bolesławcu …, czyli echa dyskusji z bolesławianami

  1. Muszę przyznać Panu dużo racji. Angażując się w prace samorządu studenckiego jako adept prawa wiem, że nasz wydział ma spore problemy spowodowane właśnie niżem i tym, że władze uniwersyteckie nie rozumieją naszego wołania o pomoc. „Prawo sobie poradzi” – słyszymy, gdy żąda się zmian w finansowaniu; wydaje się, że nikt nie akceptuje tego, że nawet nasz kierunek, wizytówka uczelni, ma problemy z naborem, a co za tym idzie zmniejszeniem dochodów. Nie mam bladego pojęcia, jak jest w Jeleniej Górze czy Legnicy, ale podejrzewam że dużo, dużo nieprzyjemniej.

    To o czym Pan pisze jest faktem, faktem smutnym, ale – jak to z faktami bywa – koniecznym do zaakceptowania. Cieszę się, że między wszystkimi tymi nadciągających nad uczelnie wyższe chmurami widzi Pan miejsca, gdzie słońce jeszcze prześwituje:)

    A co do wyborczych kiełbas… No cóż, trochę jeszcze nam zostanie ich podanych, prosto z grilla, na podsmażanej cebulce. Niektóre już jemy – bo tak rozkopanego Bolesławca jeszcze nie widziałem, a wszystkie inwestycje jakoś przypadkowo zgrały się z wyborami. Szkoda zatem, że Pana kontrkandydaci nie mają podobnej wizji kampanii – kampanii po prostu uczciwej.

  2. Cóż, złej baletnicy… Powoływanie się na niż demograficzny nie jest dobrym argumentem, choćby nawet dlatego, iż w jednej dekadzie obserwujemy spadek, a w drugiej natomiast wyż demograficzny. I nie jest to niczym zdumiewającym. Niepubliczne szkoły wyższe, owszem, nie przyczyniają się zbytnio do rozwoju życia akademickiego miasta, będąc jak najbardziej uzależnione od przyrostu naturalnego ludności. Dopiero uniwersytet czy politechnika stanowią „inwestycję” miasta, które pragnie się rozwijać. Jednak… cóż, lepiej rezygnować i skupiać się na działalności lokalnej szkół zawodowych. Tylko czym pan chce zatrzymać w naszym mieście bolesławian absolwentów uniwersytetów? Czym skłonić ich do powrotu z Wrocławia, Poznania, Krakowa, Warszawy… ba, uniwersytetów zagranicznych? Bolesławiec nic sobą nie przedstawia, miasteczko ciekawe na dwudniowy przyjazd. Magister biologii, chemii, polonistyki, języka hiszpańskiego, filologii antycznej, fizyki – jaką pracę tu dostanie? Przy dużej dawce szczęścia znajdzie zatrudnienie w szkole. Nie każdy ma ochotę zakładać własny biznes (a jak zrozumiałam, właśnie to proponuje pan świeżo upieczonym absolwentom).
    Można pisać piękne przemówienia i posty, stylizować się, sofistycznej retoryki używać, ale… dla absolwenta uniwersytetu pana program wyborczy nadal nie przedstawia ciekawej oferty.

  3. Kunszi,
    odpowiedzi na Twoje pytania udzieliłem już we wcześniejszych moich tekstach. Nie będę powtórnie przytaczał pomysłów i argumentów. Chcesz – odszukasz, nie – to… nie. Liczę, że wybierajac prezydenta naszego miasta dokonasz wyboru świadomie. Życzę Ci, abyś wybrał właściwie. OK?

    PS. Ja – pisząc i mówiąc – nie stylizuję się, nie bawie w sofistykę. Ja tak po prostu piszę i tak mówię.
    POzdrawiam.

  4. Obecnie, nie wybiorę żadnego kandydata na prezydenta miasteczka zwanego bolesławcem, ponieważ nie ma nikogo, kto chce wznieść bolesławiec na wyższy poziom. polityka doskonała dla nowogrodźca:)
    Mógłby pan dać chociaż linka do pańskich wypowiedzi będących domniemanymi nawiązaniami do moich pytań, tak nakazuje kultura bloggerska 🙂 Ale okej, już nie chcę 🙂

    • Sorki… suryasyamanas!
      Poprawię się. Jestem początkujacym blogerem.
      Nawet nie wiem, czy przez jedno „g” (jak napisałem) czy przez dwa „g” (jak u Ciebie).
      Stawiam, że przez jedno.

      PS. Naprawdę chcę wznieść Bolesławiec na „wyższy poziom”. Nie chcę tylko wywindować na wyższy poziom wyborczej ściemy i populistycznych obiecanek. Zbyt dużo wiem o stanie budżetu naszego miasta.
      POzdrawiam.

Dodaj komentarz