Marzec – mimo ciężkiej zimy – był… gorący. Na lokalnym portalu Bolec.info ukazała się – 2 marca br. – rozmowa ze mną (tekst ponizej). Nieco później – 11 marca – na tym samym portalu „zawisł” wywiad pt. „Kwaśniewski w Środku” nakręcony w TV Łużyce. Po obu wystąpieniach na forum rozgorzała – tradycyjnie – burzliwa i emocjonalna wymiana zdań (z akcentem na „emocjonalna”). Naczytałem się o sobie, że hej! Lektura była o tyle ciekawa, że niektórych rzeczy (faktów) o sobie dowiedziałem się… po raz pierwszy. Ale cóż – chciałem, to mam 🙂
Jak powiedział mi swego czasu mój znajomy (kiedyś starosta): „Co cię nie zabije, to cię wzmocni.” Mocny jestem po tym doświadzeniu, oj mocny! 🙂
Oto tekst rozmowy.
Kwaśniewski: żeby kampania była merytoryczna
2 marca 2010r. godz. 15:33, odsłon: 2574
Na łamach Bolec.Info prezentujemy rozmowę z Dariuszem Kwaśniewskim, kandydatem Platformy Obywatelskiej na Prezydenta Bolesławca.
Kazimierz Marczewski (Bolec.Info): Proszę w kilku zdaniach przedstawić się Bolecnautom.
Dariusz Kwaśniewski kandydat PO na Prezydenta Bolesławca.
Mam 46 lat. Urodziłem się w Świdnicy, w której spędziłem 20 pierwszych lat życia. W 1989 roku – po ukończeniu polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim – zamieszkałem w Bolesławcu. Blisko 10 lat uczyłem w dawnej bolesławieckiej „Jedynce”. Wspaniałe lata!
Proszę przypomnieć od kiedy pracuje w starostwie i na jakim stanowisku.
Moją „karierę edukacyjną” przerwała propozycja pracy, którą złożył mi pierwszy Starosta Bolesławiecki, Piotr Roman. Od stycznia 1999 do grudnia 2006 roku byłem naczelnikiem wydziału edukacji, współtworząc, z czasem jeden z najlepszych, w województwie powiatowych systemów edukacji. W 2001 r. ukończyłem kolejne studia podyplomowe (zarządzanie) na Politechnice Krakowskiej, choć tak naprawdę samorządu nauczyłem się w praktyce. Dziś samorząd (proces legislacyjny czy finanse) nie ma dla mnie tajemnic.
Od kiedy jest Pan Członkiem Zarządzu Powiatu?
W grudniu 2006 roku zostałem i jestem do dziś etatowym członkiem Zarządu Powiatu Bolesławieckiego – na wniosek obecnego starosty, Cezarego Przybylskiego. Odpowiadam w powiecie za inwestycje, przetargi, promocję i edukację, a także za pozyskiwanie pieniędzy zewnętrznych, przede wszystkim unijnych. Od lipca 2004 r. jestem członkiem Platformy Obywatelskiej (to moja pierwsza partia), zaś od 25 lutego br. przewodniczącym PO w Bolesławcu.
Proszę jeszcze kilka słów o rodzinie. Czy jest Pan żonaty?
Jestem żonaty (żona uczy w II LO), mamy dwie córki (starsza studiuje we Wrocławiu filologię angielską i dziennikarstwo, młodsza jest uczennicą I LO) i cudowne dwa koty (mama i syn).
Czy uprawia Pan sport?.
Gram w kosza, biegam 2 godziny bez zadyszki, w wolnych chwilach ciągle coś „psuję” w ogrodzie. To tak z grubsza….
Czy w tej kadencji bolesławianie będą mieli możliwość obejrzeć jakiś spektakl w teatrze przy ulicy Teatralnej? A tak naprawdę – czy teatr jest potrzebny w Bolesławcu i skąd będą środki finansowe na jego utrzymanie?.
W tej kadencji, czyli w tym roku, spektaklu w teatrze nie obejrzymy. Remont teatru zakończy się dopiero pod koniec przyszłego roku. Wynika to z harmonogramu rzeczowo-finansowego tego zadania związanego z realizacją projektu unijnego. Bo na remont teatru część pieniędzy pozyskamy z funduszy UE. Pierwsze etap prac – za ok. 1,3 mln zł – już się zakończył: budynek został „uratowany” i rozbudowany, wymieniono w nim całą stolarkę okienną i drzwiową oraz pokrycie dachu. Teraz rozpoczynamy II etap – remont wewnętrzny. To duże przedsięwzięcie. Łączny koszt zadania to prawie 8 mln zł. Pieniądze na jego realizację pochodzą z kilku źródeł. Mimo wielu problemów teatr nie tylko ocaleje, ale rozkwitnie. To już przesądzone.
Czy teatr będzie elementem kampanii wyborczej?
Nie wiem, zapewne tak. Ale mądrzy ludzie wiedzą, że podjęte działania są skuteczne, więc tego tematu się nie obawiam. Inni tylko mówili o teatrze. My oddamy go mieszkańcom w pełnej krasie, aby im służył.
Czy jest potrzebny? Bezsprzecznie. Jako miejsce kulturotwórcze; miejsce, w którym będziemy spędzać piękne chwile. Teatr nie będzie miał, co oczywiste, stałego zawodowego zespołu aktorskiego, ale posłuży wszystkim mieszkańcom – dzieciom i młodzieży, ale też dorosłym – do realizacji swoich kulturalnych pasji. Jakiś czas temu kilka osób wspominało o utworzeniu amatorskich grup teatralnych czy kabaretowych. To doskonały pomysł. Powiat znajdzie na to pieniądze. Teatr pozostanie natomiast organizacyjnie w strukturach MDKu, pełniąc jednak inną rolę niż dotychczas. Wszystko jest już zaplanowane i policzone.
Czyli jak zamierzacie wykorzystać teatr?
Zamierzamy też wykorzystać teatr do działań „okołokulturalnych” w ramach współpracy z zaprzyjaźnionymi z nami powiatami z zagranicy. I realizować w nim tzw. „projekty miękkie”. I jeszcze jedno: nie będzie w tym roku spektaklu w teatrze, ale będzie u nas, w Bolesławcu, kolejny fantastyczny spektakl legnickiego Teatru Modrzejewskiej. Być może wystawimy go znów razem z naszymi przyjaciółmi skupionymi wokół „Concordii”. Będę z nimi o tym rozmawiał.
Kiedy to będzie?
Odbędzie się w czerwcu, ale tytułu dziś nie zdradzę. Byłem na „Szawle” i wiem, z jak gorącym przyjęciem spotkał się ten spektakl. Tym razem będzie również wspaniale. Jeszcze poza teatrem. Ale po zakończeniu remontu… również w nim. Obiecałem dyrektorowi legnickiego teatru, Jackowi Głąbowi, że pierwsze przedstawienie w naszym powiatowym Teatrze Miejskim (bo tak się naprawdę nazywa) będzie jego!
Ile środków z funduszy unijnych i innych udało się Panu, jako osobie odpowiedzialnej za tę „działkę”, pozyskać od początku kadencji?
Małe sprostowanie na początek. Odpowiem, ile środków unijnych i innych udało się NAM – co podkreślam – pozyskać. OK?
OK
Bo samemu – jak kiedyś już mówiłem – to sobie można najwyżej pasjans postawić. Zacznę tak: mieliśmy naprawdę trudne zadanie, bo w poprzedniej kadencji powiat zaspał, potężnie zaspał. Nie pozyskał – ani na szpital, ani na swoje inwestycje – przysłowiowej złotówki. Lata 2004 – 2006 zostały więc stracone. Niestety. Tworzyliśmy więc zasady, procedury i uczyliśmy się wszystkiego prawie od początku.
Dlaczego od początku?
Prawie, bo edukacja powiatowa nie zawiodła. Przypomnę tylko, że zrealizowaliśmy wówczas projekty stypendialne, w sumie ok. 1000 uczniów naszych szkół otrzymało w gotówce ponad 2 mln zł.
Efekty naszej pracy w tej kadencji są naprawdę zadowalające. Do tej pory pozyskaliśmy ponad 20 milionów złotych, z tego ponad 17,2 mln zł na siedem zadań inwestycyjnych, w tym dwa szpitalne. Mogło być ponad 18,5 mln zł, ale ostatnio ograniczono nam środki na teatr właśnie o 1.320.000 zł. Inna rzecz, że nie odpuszczamy i zabiegamy o tę różnicę w innym miejscu.
Innych środków finansowych pozyskanych z zewnątrz, przede wszystkim na zadania drogowe i remontowe w oświacie, jest już kilkanaście milionów. Długo by je wymieniać.
Czy to dużo czy mało?
To zależy, co wziąć za punkt odniesienia. Jeśli wcześniejsze dokonania powiatu, to… odpowiedź nasuwa się sama. Ale najważniejsze, że – to bardzo ważna informacja – pozyskaliśmy tyle, na ile nas było stać! A na więcej nie było. Wiadomo przecież, że aby pozyskać pieniądze z UE, trzeba zawsze zabezpieczyć tzw. wkład własny: w zależności od programu i priorytetu od 15% do 50%. Wszystko zaplanowaliśmy, przeliczyliśmy i zrealizowaliśmy. Czujemy wielką satysfakcję, ale też odpowiedzialność. Bo tych pozyskanych pieniędzy powiat nie musi jeszcze w 100% otrzymać: zasada ta dotyczy oczywiście wszystkich – m.in. gminy i powiaty. Trzeba fachowo prowadzić i rozliczać kolejne etapy projektów, aby pieniądze były refundowane. W tym i kolejnym roku. Ale damy radę.
Trwa czwarty rok kadencji powiatu, trzy lata już za nami. Chyba nie za bardzo jest się czym pochwalić? Stan dróg jest w powiecie nadal fatalny. Co Pan na to?.
Uśmiechnąłem się na to pytanie. Czy poprzednia odpowiedź po prostu nie jest dowodem, ze pytanie jest… oględnie mówiąc – tendencyjne? Ale dobrze. Odpowiem: jest się czym pochwalić. Inwestycje w pierwszej kadencji sięgały kilku procent ogółu wydatków w rocznych budżetach powiatu; w drugiej kadencji nie było dużo lepiej. Na nasze inwestycje w ubiegłym roku wydaliśmy 20% środków finansowych, plan na ten rok sięga 30%. W kategorii „powiat ziemski” jesteśmy liderem. To źle?
Nie, ale proszę to udowodnić.
Nie będą powtarzał argumentów o sukcesie w realizacji projektów unijnych. Poziomu powiatowej edukacji zazdrości nam wielu zaprzyjaźnionych samorządowców. Pozostańmy jednak przy drogach. Czy ich stan nas zadowala? Nie. Czy chcielibyśmy, aby były lepsze? Tak. Nie można jednak mieć wszystkiego od razu. Każdy chciałby być piękny, zdrowy i bogaty, ale nie wszyscy są.
Proponuję, aby Pan przeszedł do faktów.
W tej kadencji – a przed nami jeszcze jeden sezon drogowych inwestycji – zrobiliśmy ich już więcej niż w obu poprzednich razem. Jeśli więc jest tak źle, to co powiedzieć o wcześniejszych dokonaniach powiatu? Każdego roku realizujemy – w porozumieniu z gminami – kilkanaście zadań drogowych. Współpraca w tej mierze układa się dobrze i bardzo dobrze. W zeszłym roku nasz powiat zrealizował dwa zadania w ramach tzw. „schetynówek” a wnioski, które do tego programu napisano, zostały ocenione najwyżej na Dolnym Śląsku! Znów przypadek? Tylko te dwie inwestycje miały wartość ponad 7 mln zł – przy 25% wkładzie powiatu. Ciekawostka – a nie wszyscy wiedzą: zrealizowaliśmy m.in. najdłuższą – bo 17-kilometrową „schetynówkę” w Polsce!
A w roku 2010?
W tym roku wyremontujemy za wiele milionów złotych (w tym 50% ze środków UE) jeden z głównych ciągów komunikacyjnych w mieście: ulice Karola Miarki oraz Żwirki i Wigury. Co ważne – przy finansowym wsparciu gminy miejskiej. Drogi ciągle nie są w stanie, który by nas zadowalał. Ale stwierdzenie, że ich stan jest fatalny jest niesprawiedliwe.
Jak Pan oceni firmę odpowiedzialną za odśnieżanie dróg w powiecie? Z opinii naszych czytelników wynika, że stan dróg w powiecie był fatalny. Czy zgadza się Pan z tą opinią?
Firma, która wygrała przetarg na zimowe utrzymanie dróg, jest najlepszą spośród tych, które mogliśmy w tym celu wynająć. Bo jedyną. Tylko ona przystąpiła do przetargu. Jak ją oceniam? Chciałbym lepiej. Pamiętam jednak, że zimę mamy wyjątkowo ciężką. Sparaliżowała wiele miejsc w Polsce. Dała się nam wszystkim we znaki. Na pewno bywało ślisko i biało. Zima to zima. Kłopoty dotknęły wszystkich zarządców. Pojawiły się nawet opinie na portalach, że drogi miejskie były w gorszym stanie. Moim zdaniem, nie chodzi jednak o to, żeby się licytować, gdzie było gorzej.
A co na to osoby odpowiedzialne?.
Wiem, że osoby odpowiadające za drogi w powiecie, z wicestarostą Stanisławem Chwojnickim na czele, wielokrotnie kontaktowały się z szefem firmy odpowiedzialnej za zimowe utrzymanie dróg. I był to interwencje skuteczne. Dużo nas ta zima kosztuje, a mimo to nie wszystko się nam udaje. Tak to bywa.
A teraz z innej beczki. Proszę powiedzieć – jak radzi sobie szkolnictwo podległe powiatowi?
Oj, tu o sukcesach mógłbym mówić bardzo długo, bo są bezsporne. Tworzymy – my, czyli samorządowcy odpowiadający w powiecie za edukację oraz nasi dyrektorzy – bardzo sprawny zespół zarządzający szkołami i placówkami. Dyrektorzy zaś potrafili zmotywować do efektywnej i często twórczej pracy swych nauczycieli.
Jakie są efekty tej działalności?
Świetnie zdawane przez uczniów egzaminy zewnętrzne – zawodowe i maturalne: 3 miejsce w województwie (na 29 powiatów). Realizowane projekty, w tym unijne, przede wszystkim w ramach programu „Leonardo da Vinci” (zagraniczne praktyki zawodowe). Miliony złotych pozyskane dodatkowo na remonty i doposażenie naszych szkół. Systematycznie poprawiana baza dydaktyczna: remonty kilkusettysięczne przestają być rzadkością – do roku 2007 mógłbym policzyć je na palcach jednej ręki. W czasie naboru każdego roku do naszych szkół trafia wielu uczniów z ościennych powiatów – nawet dwie, trzy klasy. Oni chcą się uczyć u nas i to jest niepodważalny dowód, że jesteśmy dobrzy.
Proszę wymienić te sukcesy.
To przynajmniej trzy spektakularne sukcesy. Po pierwsze – realizowany w naszym powiecie projekt unijny „SOS – szkoły otwartych szans”. Jestem jego współautorem i nikt mi nie odbierze satysfakcji z tego, że jest. W skrócie mówimy o nim – bezpłatne korepetycje dla uczniów liceów ogólnokształcących i gimnazjum specjalnego. W sumie 10.000 godzin dodatkowych zajęć m.in. z przedmiotów maturalnych, czyli 2 miliony złotych, które trafią do bolesławian, przede wszystkim nauczycieli, ale też przedsiębiorców (wygrali przetargi na doposażenie). W większości wydane zostaną w Bolesławcu. To chyba dobrze. Dodajmy sprzęt wartości ok. 200 tys. złotych, w tym 8 cyfrowych telewizorów 50-calowych, 14 rzutników multimedialnych, laptopy i komputery stacjonarne i kilkadziesiąt innych pozycji tzw. pomocy dydaktycznych. Zazdroszczą nam tego projektu wszystkie powiaty na Dolnym Śląsku. I gminy też, choć nie zawsze się do tego przyznają.
Po drugie – subregionalne centra kształcenia zawodowego, które powstają w naszych szkołach. Bolesławiec zdobywa pozycję równą pozycji Legnicy, Jeleniej Góry, Głogowa czy Świdnicy. W ilu jeszcze dziedzinach możemy się tym poszczycić? To u nas uczniowie z innych powiatów uczyć się będą zawodu. Na najnowocześniejszym sprzęcie. Wartość projektu – ponad 6 milionów zł. .
Po trzecie – przez najbliższych kilka lat dodatkowe zajęcia lekcyjne fundujemy również uczniom techników i zawodówek. W ramach partnerskich projektów ogólnowojewódzkich. Zajęcia te już ruszyły. Ich wartość osiągnąć może – jeśli tylko uczniowie zechcą w nich uczestniczyć – od 600.000 zł do 1.000.000 zł rocznie! Stworzyliśmy to wszystko RAZEM! Urzędnicy i nauczyciele. Entuzjazm i motywacja – które nas charakteryzują – są podstawą sukcesów.
Zmieńmy temat. Czy to dobrze, że firma, która bierze udział w przetargach organizowanych przez powiat administruje kontami poczty elektronicznej starostwa ? Czy nie jest to swego rodzaju zagrożenie dla informacji poufnych?
Krótko mówiąc – nie jest. Po pierwsze, informacje przesyłane drogą elektroniczną nie mają charakteru informacji poufnych. Po drugie, przyjęte w starostwie rozwiązania techniczne zapewniają pełne bezpieczeństwo systemu, co potwierdziło nadanie naszemu powiatowi „Certyfikatu bezpieczeństwa”, który otrzymaliśmy w lipcu 2009 r.
– Zgodzi się Pan z tym, że 1599 zł miesięcznie za publikacje informacji, które piszą pracownicy starostwa, na stronie promocyjnej powiatu to bardzo duża kwota? Nawet jeśli doliczyć do tego koszty utrzymania serwera i kont poczty, które mogą wynosić 300 zł rocznie..
Nie zgodzę. Decyzja była podjęta w uzgodnieniu z pracownikami, którzy znają się na rzeczy. Usługi świadczone przez firmę obejmują nie tylko tzw. hosting serwera, czyli wypożyczenie „powierzchni” serwera, ale również techniczne utrzymanie strony oraz jej administrowanie, w tym zamieszczanie przesyłanych tekstów, zdjęć, materiałów filmowych, tworzenie banerów oraz ich graficzną obróbkę. Dodam, że informatyczny stan posiadania starostwa stale się zwiększa w związku z realizacją unijnego projektu „E-urząd”. W przyszłości – po wdrożeniu całego projektu – potrzeba współpracy z firmą zewnętrzną w obecnym zakresie powinna być ponownie przeanalizowana.
Cieszę się, że Pan to w przyszłości przeanalizuje. Pomówmy o czymś trudniejszym – o szpitalu.
Jest Pan członkiem zarządu powiatu. Proszę powiedzieć, dlaczego nie sprywatyzowano szpitala powiatowego, ba – nawet go nie skomercjalizowano. To wbrew programowi Platformy Obywatelskiej.
Ustawa dotycząca przekształceń szpitali w podstawowym kształcie nie przeszła, natomiast zaproponowany przez rząd Platformy tzw. Plan B nie jest dla nas – naszego szpitala – zbyt korzystny. Zmiany, których już dokonaliśmy, m.in. restrukturyzację szpitala i w konsekwencji jego częściowe oddłużenie, wyprzedziły zaproponowane rozwiązania. Skupiliśmy się na innych działaniach systemowych, które zakończyły się bezsprzecznie sukcesem: doprowadziliśmy – my czyli zarząd szpitala i powiat – do znacznego wzrostu wartości kontraktu szpitala (z ok. 19 mln zł w roku 2006 do ponad 30 mln zł w br.), zadłużenie zmniejszono o ok. 20 milionów!!! Pomogliśmy w pozyskaniu przez szpital wielu milionów złotych w ramach dwu projektów unijnych. Jeden z nich pozwolił uruchomić wreszcie długo oczekiwany nowoczesny Szpitalny Oddział Ratunkowy. Powstały w szpitalu nowe poradnie, uruchomiono oddział dializ. Szpital staje się coraz lepszy. Do kwestii jego komercjalizacji powinniśmy jednak – moim zdaniem – powrócić.
Jak ocenia Pan inicjatywę dyrektora ZOZ … o przekazanie diet radnych na rozwój szpitala? Czy to nie jest akcja propagandowa?
Cóż, sprawa budzi spore emocje i wywołuje wiele nieprzychylnych dla tej akcji komentarzy. Nie bez racji. Poprzestanę na informacji, że ja przekażę pieniądze na określony przez dyrektora szpitala cel.
Dobrze, zostawmy na chwilę sprawy samorządowe, przejdźmy do polityki. W Bolesławcu dość często bywali poseł Chlebowski czy poseł Schetyna. Jak może Pan skomentować ich udział w aferze hazardowej?
Krótko. Po pierwsze, nie należy moim zdaniem stawiać wymienionych osób w jednym szeregu. Takie ujecie sprawy jest nieuprawnione: Schetyna nie jest jej negatywnym bohaterem. Czekam – jak większość z nas – na ostateczne wyniki prac komisji sejmowej. Jedno wiem na pewno: stylistyka rozmów prowadzonych przez Chlebowskiego jest mi obca, natomiast asertywność jest politykowi niezwykle potrzebna. Chlebowskiemu jej zabrakło.
Czy jest Pan 100% kandydatem lokalnej PO na urząd prezydenta Bolesławca?
Praktycznie tak. Rekomendację otrzymałem od członków bolesławieckiej Platformy na walnym zebraniu naszej partii, 25 lutego. W marcu decyzję w tej sprawie podejmie rada powiatowa PO – taka procedura. .
Kampania się rozpoczyna. Jaka będzie?
Zacznę tak. Uczynię wszystko, żeby kampania wyborcza była merytoryczna i „czysta”. Złożyłem tę deklarację publicznie, a Piotr Roman – który odniósł się do tej kwestii – przychylił się do tej propozycji. Jeśli tak będzie, Bolesławiec tylko na tym wygra. Jeśli tylko któremuś z nas nie puszczą nerwy, nie damy się wpuść „w kanał” jakiemuś sztabowcowi, jest szansa na to, byśmy udowodnili z Piotrem – nie jest tajemnicą, ze jesteśmy „po imieniu” – że różnić można się pięknie, a kampania prezydencka w naszym mieście może być i mądra, i kulturalna. Niemożliwe? Warto spróbować.
Czy jest Pan otwarty na debatę z Piotrem Romanem na łamach Bolec.Info?
O każdej porze dnia i nocy. Nawet jeśli będę zmęczony, a mój krawat zbyt mało „socjotechniczny”. W każdej redakcji, która nas tylko zaprosi. Mamy kilka miesięcy na rozmowy z mieszkańcami. Fajna sprawa.
Jak zamierza Pan wygrać wybory z Piotrem Romanem?
Już o tym mówiłem i pisałem. Przedstawić bolesławianom lepszy „pomysł” na nasze miasto. Dotrzeć do nich z naszym programem. A w nim określimy – po pierwsze – CO należy w Bolesławcu robić oraz JAK to osiągnąć. W tym JAK będzie wyraźna różnica pomiędzy obecnym i proponowanym przez nas sposobem na kierowanie miastem. Zdradzę tylko, że bliższe jest mi ZARZĄDZANIE niż RZĄDZENIE. Ktoś powie, że to prawie to samo. Niby tak, ale – jak wiemy – „prawie” czyni wielką różnicę.
A co z Pana programem wyborczym ?.
Program przedstawiać będziemy sukcesywnie – kampania to gra na długim, bo dziewięciomiesięcznym, dystansie. Co więcej, zostanie on dopracowany w czasie tematycznych spotkań z mieszkańcami, na które będę ich zapraszał. Co dwie głowy to nie jedna, co dwadzieścia to nie dwie. Nikt nie wie wszystkiego najlepiej, więc będę rozmawiał: z przedsiębiorcami, samorządowcami, nauczycielami; ludźmi, dla których kultura czy sport są pasją.
Czym Pan chce przekonać mieszkańców Bolesławca, co Pan im zaproponuje?
Do mieszkańców chcę dotrzeć z takim przekazem:
Bolesławiec to przede wszystkim ludzie. Jego mieszkańcy. Inwestycje to nie tylko mury. Inwestowanie w ludzi – młodych i starszych – jest równie ważne. I w ostatnich latach zaniedbane. Niestety. Zarządzanie jest efektywniejsze niż rządzenie. Im więcej aktywnych, zaangażowanych w życie miasta osób, tym lepiej. Dobrzy urzędnicy są niezbędni, ale często mieszkańcy mają lepsze pomysły niż oni – to dlatego powstała niespotykana i niesamowita Gliniada i fenomen Concordii. Partnerstwo, współpraca jest lepsze niż konflikt i „zamknięcie”. Siły Bolesławca należy szukać również poza nim samym – związki wielu, np. sąsiadujących ze sobą gmin czy miast – mogą zrobić dla wszystkich więcej niż każde z nich z osobna. Synergia jest niezbędna. Energię i pomysły ludzi należy wykorzystać. To przecież… oczywista oczywistość. .
Jak ocenia Pan działalność Piotra Romana. Proszę wskazać plusy i minusy.
Przyjdzie na to czas. Ale podkreślam: nie będę się koncentrował na minusach obecnego prezydenta. Będę eksponował swoje plusy. Zalety i przewagi mojego programu. To podejście jest bardziej konstruktywne. Ktoś już powiedział, że jestem nudnym kandydatem. Więc pytam: czy rozsądek, umiar i szacunek dla tego, co racjonalne, jest synonimem nudy?
Czy kultura, niechęć do pyskówek i nieużywanie wyzwisk oraz trzymanie emocji na wodzy jest dowodem na nudę? Jeśli tak, to zgoda – jestem nudny.
Czyli nie widzi Pan minusów u Piotra Romana?
Widzę. Nie tyle u samego Piotra (te mnie nie zajmują), ile w sposobie sprawowania władzy. Gdyby wszystko było OK., ja bym nie kandydował. Bo po co…?
Dlaczego władzom powiatu tak trudno jest się porozumieć z władzami miasta? Choćby w kwestii wspólnej promocji regionu, wydarzeń ?
Bo miastem i powiatem zarządzają ludzie, którym – niestety – nie po drodze. Bo źle rozumiana polityka często – choć na szczęście nie zawsze – bierze górę nad troską o samorząd. Bo kilka propozycji powiatu miasto po prostu odrzuciło. Między innymi fantastyczny pomysł na wspólną i skuteczną promocję Bolesławca i subregionu – Borów Dolnośląskich. Straciliśmy ogromną szansę, aby – m.in. – „wyłapać” pędzących nową autostradą turystów i zachęcić ich do zaglądnięcia do Bolesławca. Aby stworzyć „sieciowe” produkty turystyczne , które sprowadzą turystów do naszego subregionu na dwa, trzy, może cztery dni. Straciło swą szansę wielu bolesławian, którzy z odwiedzających nas żyją: restauratorów, hotelarzy, właścicieli sklepów i zakładów usługowych. Szkoda. Powiat wraz z trzema innymi gminami (Zgorzelcem, Pieńskiem i Węglińcem) próbuje przeforsować ten projekt, ale bez uczestnictwa Bolesławca jest on po prostu ułomny. Szkoda, że tak się stało. Cóż więcej powiedzieć. Do tanga trzeba dwojga….
Czy mam tak to rozumieć, że powiat jest „cacy” a miasto jest „be”?
Każde uogólnienie jest nieprawdą. Dlatego nie powiem, że tylko jedna strona jest winna. Zresztą – moim zdaniem – i tak w tej kadencji udało się zrobić razem więcej niż w poprzednich. Ale można było więcej. Mam w serduchu żal, że miasto nie chciało załatwić wspólnie dwóch – trzech spraw, które proponowaliśmy..
Pociesza mnie jedno: jeśli wygramy wybory zarówno do miasta, jak i do powiatu, nie będzie problemu z brakiem porozumienia. Będzie szansa, aby wspólnymi siłami „obudzić” nasze miasto, dać mu impuls do rozwoju. Wierzę, że tak się stanie. Inaczej bym nie kandydował.
A jeśli przegracie wybory, to co?
Nie przegramy. To jedno. Po drugie: „Końca świata nie będzie” – zostanie nam powiat, w którym jest mnóstwo spraw, które sprawnie będziemy realizować i kończyć. Idzie o kilkanaście milionów złotych i o kontynuację kilku fundamentalnych dla powiatu projektów. Nie pozwolimy innym tego zepsuć.
Jest Pan szefem bolesławieckiej Platformy. Dlaczego nie funkcjonuje w tej organizacji tzw. młodzieżówka?
SMD, czyli Stowarzyszenie „Młodzi Demokraci” – tak w ogóle – ma się dobrze. Mamy w tej chwili – z tego co wiem – kryzys w strukturach dolnośląskich stowarzyszenia, ale wychodzę z założenia, że młodzi sobie z tą sytuacją poradzą. Kto piwa nawarzył, niech je wypije. Jestem – jako nowy przewodniczący PO – otwarty na propozycję współpracy z „demokratami”. Jeśli będą chcieli, na pewno możemy razem wiele zdziałać. Jeśli nie – nie będziemy się nikomu narzucać.
Jak zachęci Pan młodych ludzi, aby bardziej zaangażowali się w lokalne życie polityczne?
Najpierw społeczne. Na politykę przychodzi czas nieco później. To lepsza kolejność. Przede wszystkim aktywność. Działanie. Samorząd szkolny, wolontariat, praca w stowarzyszeniach, WOŚP; dopiero z czasem „młodzieżówki”. Choć niekoniecznie – mnie by było na to szkoda czasu. Tyle jest piękniejszych rzeczy od polityki, gdy się ma te… naście lat. Powtarzam – na nią przyjdzie czas.
Co chciałby Pan na koniec przekazać Bolecnautom?
Życzę wszelkiego powodzenia – w szkole, w pracy i w domu. I proszę… o szacunek do Słowa. To ważne, aby w internetowych dysputach szukać porozumienia, wymieniać się myślami, polemizować, nie zaś dokuczać i obrażać. Trzymać emocje na wodzy i dbać o rzeczowość wygłaszanych sądów. Wymiana myśli czyni nas mądrzejszymi. „Mądrość” jest z kolei siostrą „dobra”. Niby truizm, ale takie truizmy warto sobie ciągle uświadamiać. Szczególnie w dyskursie publicznym.
[…]
Komentarz:
18 marca krótko odniosłem się do postów dotyczących zarówno rozmowy na portalu, jak i wywiadu w TV Łużyce. Oto – dla przypomnienia – odpowiedź:
~Dariusz Kwaśniewski |
Opublikowane: 2010-03-18 23:40:10 |
Proszę Państwa,
znajomi i przyjaciele mówią mi – nie odpisuj. To tylko daje IM (czyli dużej części piszących posty) kolejny powód do złośliwości i ataków. I mają sporo racji. Za każdym razem, gdy zdecyduję się publicznie zabrać głos, dowiaduję się o sobie wiele nieciekawych rzeczy; muszę zmierzyć z przykrymi określeniami. I nie ważne (dla NICH), czy mi się te epitety należą czy nie. Niektórzy internauci zakładają, że z zasady trzeba dowalić. Czy są to – jak piszą niektórzy – „zaciężni pretorianie ratusza”? Nie wiem. I myślę, że to nie jest najważniejsze. Ważniejsze jest to – choć smutne – że jest tak wiele osób, w których jest tak wiele złych emocji. A słowa padały przykre. Dużo ocen, złych intencji.
Czegóż – m.in. – dowiedziałem się o sobie tym razem? Proszę – ot krótki wybór autorski: „kłamstwa, niekompetencja, samobójstwo polityczne, miernota polityczna”. Nie będę tego komentował.
Odniosę się natomiast do głównych wątków poruszonych w Waszych postach. Bo uważam – mimo wszystko – że warto rozmawiać.
1. Uspokajam tych, którym zabrakło w wywiadzie „konkretów”. Formuła programu (kilkanaście) minut nie pozwalała na „więcej”. A i czas jeszcze nie ten. Najciekawsze przed nami. Jeśli rzeczywiście ktoś czeka na konkrety – nie zawiedzie się. Będą propozycje inwestycji (nazwijmy je roboczo „alternatywnym” wobec obecnego miejskiego WPI). Będą działy i rozdziały oraz paragrafy klasyfikacji budżetowej; będą dochody i wydatki, przychody i rozchody, nadwyżka i deficyt, obligacje etc.
Ciekawe, ilu z Was to „zdzierży”? Będzie wizja i strategia. Już są.
2. Będzie i o bluesie, i o Gliniadzie, i o Concordii (oba byty funkcjonują jako swego rodzaju symbol – symbol niewykorzystanej energii i pomysłów bolesławian; albo tego niektórzy nie zrozumieli, albo – po prostu – wykazują się złą wolą), o swoistym „karłowaceniu” naszego miasta, o 70 milionach długu, o basenie zwanym już basenikiem lub łaźnią, o możliwościach i ograniczeniach w inwestowaniu – zarówno w „mury”, jak i w ludzi. O oświacie miejskiej, która ma szansę być tak dobra jak ta powiatowa (już widzę te złośliwe komentarze, że miejskie szkoły są ładniej pomalowane – ale ja mówię o jakości edukacji, nie o jakości elewacji). O tym, dlaczego „miasto” nie może dogadać się z „powiatem” i kto za to odpowiada. Będzie.
3. Wszystkim, którzy obawiają się „nokautu w listopadzie”, podpowiadam – nie startujcie w wyborach prezydenckich. Ja nie boję się nokautu. Nie obawiam się także ewentualnej przegranej na punkty. Chcę wygrać, bo… „szkoda Bolesławca”.
4. Piszecie o teatrze, MDK, „schetynówkach”, SORze… itp. wykazując się nieznajomością wielu faktów. Albo jest inaczej: znacie je, tylko założyliście sobie, żeby dokuczać, a nie rozmawiać, więc udajecie, że nie wiecie. Szkoda. Takie podejście uniemożliwia dialog. A na dialogu mi zależy.
5. I na koniec chwila szczerości. Pisałem na jednym z naszych lokalnych portali, że jest we mnie niechęć do osób, które nadużywają Słowa. Osób, które w formułowanych komunikatach skupiają się na emocjach (do tego negatywnych), nie zaś informacjach. Tak to już jest, że charakteryzuje to przede wszystkich internautów anonimowych. Można opluć i pozostać bezkarnym. Anonimowość sprzyja odwadze. Mało odważnej odwadze.
Pozdrawiam serdecznie…