Jeszcze retrospekcja: tekst nr 6 – Stop politycznej hipokryzji

I tak to dochodzę prawie do… teraźniejszości w tej mojej retrospekcji.
27 lipca br na portalu www.istotneinformacje.pl pojawił się mój drugi felieton. Tym razem o politycznej obłudzie. Komentarze na forum rozkręcają się coraz mocniej. Będzie trochę pisania w necie. Dyskusje i dłuższe moje wypowiedzi będę przenosił też na blog. Bo przecież kampania wyborcza musi być czasem dyskusji i wymiany poglądów. Łatwiej wybrać „najlepszy produkt”, gdy  jest z czego wybierać (wiele zdań i różnorodność pomysłów oraz wymiana opinii i myślowe potyczki to zawsze wartość). A czas dokonania wyboru coraz bliżej…

2010-07-27, 21:44
1264 wyświetleń

Stop politycznej hipokryzji

Za bezpartyjnego fachowca od samorządu chce uchodzić obecny prezydent Bolesławca, który przecież… był partyjny. Jestem jednym z tych, który tę obłudę dostrzega – pisze Dariusz Kwaśniewski.

Zebrało się w naszym mieście kilka osób i gromko zawołało: „Stop partiom politycznym”! Sformułowali tezę na pierwszy rzut oka pociągającą: PARTIE są „be”, natomiast NIEPARTIE (stowarzyszenia) są „cacy”. Dlaczego? Tłumaczy nam to cierpliwie obecny prezydent Bolesławca, organizator spotkania, mówiąc: „Partie nie stawiają na pierwszym miejscu interesu mieszkańców, tylko stawiają swój czysto partykularny interes.” Mocne! Nie mówi rzecz jasna, o jaki „czysto partykularny interes chodzi”, nie rozwija swojej myśli. Zręcznie – w swoim mniemaniu – rysuje czarno-białą wizję świata, licząc kolejny już raz, że… „ciemny lud to kupi”. Bo czasu zostało niewiele – kilka miesięcy. A mieszkańcy (czytaj: wyborcy) muszą się dowiedzieć i uwierzyć, że partie nie dbają o ich interesy. A on niepartyjny prezydent zadba. Co prawda niepartyjny dopiero od jakiegoś czasu i nie wiadomo, ile jeszcze, ale obecnie NIEPARTYJNY.

Różnica pomiędzy partią a stowarzyszeniem jest niewielka – cel działania. Pamiętajmy, że partie polityczne są również stowarzyszeniami i że oba byty powstają w oparciu o tę samą ustawę. Czym więc różni się partia, powiedzmy Platforma Obywatelska czy Prawo i Sprawiedliwość, od lokalnego stowarzyszenia – nazwijmy je „Bolesławiec XXI”, „Powiat XXI” czy nawet „Dolny Śląsk XXI”? A tym np., że partia nie ukrywa, iż do realizacji programu (swojego pomysłu na organizację życia społecznego na poziomie gminy, powiatu, województwa czy wreszcie całego kraju) niezbędne jest zdobycie władzy. Bo władza, czyli możliwość podejmowania decyzji i ich wdrażania, pozwala ten program realizować. A lokalne stowarzyszenia bezpartyjnych fachowców o politycznych ciągotach? Nie! Oni nie! Oni brzydzą się władzy. Oni są „cacy”. Oni dbają… wyłącznie o interes innych! Kto śmie wątpić? Na pewno tylko jakiś bezwzględny „działacz partyjny”.

Zauważmy, że w statutach tych „niepartyjnych” stowarzyszeń znajdziemy wiele szczytnych (piszę to bez ironii) celów: działalność na rzecz rozwoju kultury, sportu, edukacji, czy wręcz całego miasta lub nawet ziemi takiej czy innej. Ale ani słowa o tym, że członkowie takich organizacji chcą być radnymi, starostami czy prezydentami. To ma się stać tak… mimochodem, niechcący, przy okazji.

Ciekawe, że za takiego bezpartyjnego fachowca od samorządu chce uchodzić obecny prezydent Bolesławca, który przecież… był partyjny. Co więcej, w charakterystyczny dla siebie, czyli pełen buty sposób, oświadczył swego czasu, że to nie on odszedł od Prawa i Sprawiedliwości, tylko Prawo i Sprawiedliwość odeszły od niego (ciekawe co na to lokalny PiS?). Ciekawe, czy nie żałuje tej decyzji. Poparł przecież otwarcie kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich wyborach prezydenckich (a np. inny bezpartyjny polityk Rafał Dutkiewicz – nie). Jest więc w PiSie czy go nie ma? Jak jest z tą bezpartyjnością? I czy to obrzydzenie do partii politycznych nie wynika czasem z faktu, że w tej chwili ten i ów nie jest w żadnej partii, a wybory tuż tuż…

Jakież to pragmatyczne i wyrachowane. Przeciwstawianie niepartyjnych „uznanych nazwisk” innym osobom zaangażowanym w życie publiczne i dowodzenie, że pierwsi dbają tylko o innych, a drudzy tylko o siebie, jest obłudą. Słowa obecnego prezydenta są nieszczere a działania dwulicowe. Jestem przekonany, że większość mieszkańców Bolesławca to udawanie widzi. Jestem jednym z tych, który tę obłudę dostrzega i nie boi się o niej głośnio mówić. Dlatego podkreślam – stop politycznej hipokryzji!

Jest godz. 00.34 (czyli już czwartek). Do tej pory pojawiło się 88 komentarzy.
Zapraszam do dyskusji!

Tekst nr 5 – taki żarcik z krainy… Bobrzan

Krótkie wprowadzenie. Otóż jest na „Bobrzanach” (www.bobrzanie.pl) taki mitologiczno-współczesny wątek, w którym przedstawiony zostałem jako Perseusz Etatowski. Dlaczego Perseusz – wie chyba tylko Bernard Łętowski (dobrze przynajmniej, że Perseusz to postać i sympatyczna, i waleczna), dlaczego Etatowski – wiedzą chyba… wszyscy. Ciągle są tacy (chciało by się napisać PiSmacy), którzy do tej pory wypominają mi fakt, że jestem… etatowym członkiem zarządu powiatu. Stąd Etatowski. Muszę przyznać, że lektura tych humorystyczno- mitologiczno-politycznych teksów zawsze wprowadza mnie w dobry nastrój. Mimo że w projekcjach nadchodących wyborów przewidziano moją porażkę… jednym głosem. Nic z tego, Perseusz Etatowski da radę niejednej Meduzie!  🙂

I dlatego w pewien czerwcowy wieczór napisałem list do Dionizosa. Oto on.

Perseusz odpowiada Dionizosowi

06-06-2010

Drogi Dionizosie,
bracie mój (co prawda przyrodni, ale zawsze…)!

Fakt, że potrafię znikać, nie powinien Cię dziwić. Wszak mam ciągle hełm Hermesowy, który czyni mnie niewidzialnym (gdy tego chcę). Perseusz żyje i pisze (choć rzeczywiście niezbyt często). Jak wiesz wyprawa, która mnie czeka – zdaniem niektórych – trudnością dorównuje przeszłym zmaganiom moim z Meduzą. Kto wie, może tak. Ja jestem dobrej myśli. Inaczej bym się nie podjął rywalizacji z panującym obecnie w naszym grodzie (nie wypowiem jego imienia, bo – jak mawiała moja matka, Danae – wzmacnia to zawsze tego, o którym mowa). Jego dwór silny i zmotywowany. Ktoś nieprawdziwie rozpowiada, że – jeśli wygram – ¼ dworu przegonię a kolejną ćwierć w kamień zamienię. Straszą mną, mówią o jakichś hakach? Mieczem owszem, ale hakiem nie władałem nigdy… Głowę meduzy – jak pamiętasz – podarowałem Atenie, skrzydlate sandały od Hermesa w kiepskim są już stanie, stalowy sierp nie nadaje się na dzisiejsze czasy. Masz rację, Dionizosie, pozostaje słowo. Słowo pisane. Wynalazki nowych czasów (jak np. telewizja lokalna) nie są mi dostępne, bo kontrolowane przez dwór.
Piszesz, Dionizosie, że ostatni tekst mój o orędziu obecnego władcy dobrze Ci zrobił na duszy. Cieszy mnie to. Martwi zaś, że pytania, które postawiłem, pozostały bez odpowiedzi. Dlatego obiecuję, że będę pisał. Pytał i odpowiadał. Będę dzielił się z Tobą myślami i słowem. I słuchał. Słuchał odpowiedzi, zapamiętywał Twoje (i innych) słowa. Bo to one dadzą mi moc na… Czas, Który Nadchodzi. Wierzę, że słowo ma potężną moc. „Chciałbym nie mówić, lecz czynić słowami. By słów moich dotknęli rękami ludzie”. Pamiętasz, kto to napisał.
Bądź zdrowy, Dionizosie! I Ty również pisuj do mnie.
Perseusz
[…]

Dodam, że z 28 komentarzy najbardziej spodobał mi się ten pierwszy – autorstwo: Kminek

kminek pisze:06/06/2010 o 18:43

Hospody pomyłuj! Co wy tam palicie?

Retrospekcja nr 4 – felieton na Istotnych Informacjach

A było tak. Obecny prezydent wypowiedział się w lokalnej telewizji Azart-Sat. Nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, bo jest tam stałym gościem (tak przy okazji – nasza lokalna TV ma dwie charakterystyczne cechy: prezydent jest tam zawsze, nas – osób związanych z PO – nie ma nigdy). Ale tym razem wypowiadał się również na nasz temat. Dowiedzieliśmy się – m.in. – że „opozycja” szykuje na niego haki w czasie kampanii wyborczej. Trochę mnie ten wywiad rozbawił, ale też trochę zaniepokoił, więc postanowiłem… odpisać. Tak też powstał felieton, który przypominam.

2010-06-04, 17:05
2487 wyświetleń
Stowarzyszenie (bez)partyjnych polityków

Obecny prezydent Bolesławca używa chwytów, których ludzie nie kupią. Buduje stan zagrożenia, choć opozycja wcale nie zbiera na niego haków. O tym m.in. pisze w pierwszym felietonie Dariusz Kwaśniewski.

W telewizji lokalnej ukazał się ostatnio wywiad z obecnym prezydentem Bolesławca. Wywiad, w którym pojawiły się ważne dla nas – mieszkańców – sprawy. I dobrze. Bo rozmowa, wymiana myśli jest wartością samą w sobie. Gorzej, że kilka z tych spraw przedstawiono w sposób nieprecyzyjny oraz mocno upolityczniony czy nawet upartyjniony. To ciekawe, bowiem paradoksalnie jednym z ważniejszych przekazów wywiadu jest przywołane przez obecnego prezydenta hasło: „Stop partiom politycznym w samorządzie”.

Obligacje, inwestycje i niedobra opozycja

Czego dowiedzieliśmy się od prezydenta? Otóż, opozycja nie chciała obligacji i była przeciwko wielu inwestycjom w mieście m.in. przeciwko budowie basenu i Domu Pomocy Społecznej. A przecież obligacje to forma zdobycia przez miasto pieniędzy, które umożliwią pozyskanie kolejnych – tym razem unijnych – pieniędzy. To klasyczny już przykład prezydenckiej erystyki: trochę prawdy i nieprawda wymieszane ze sobą. A jaki ma być cel tego zabiegu? Przekonanie mieszkańców, że opozycja jest „be”! Ważniejszy od faktów jest przecież… efekt polityczny. Było i jest jednak inaczej. Oto prawda, choć w wielkim skrócie. Radni Klubu Platformy Obywatelskiej nie kwestionowali emisji obligacji w ogóle – jako formy pozyskania pieniędzy. Niepokoiły nas zapisy uchwały, która pozwalała na zaciągnięcie obligacji. Nie przywołując w całości akademickich sporów interpretacyjnych, przypomnę jedynie, że uchwałę sformułowano niedobrze. Zapisano w niej (cytuję z pamięci), że obligacje zaciąga się – UWAGA! – na pokrycie deficytu budżetowego w roku 2009. A przecież „deficyt” (różnica pomiędzy dochodami a wydatkami) jest kategorią jednoroczną. Skoro więc deficyt pokryto kwotą ok. 10 milionów zł, to dlaczego w CELU JEGO POKRYCIA wyemitowano obligacje na 28 milionów? Obawa była uzasadniona, ponieważ wykorzystanie obligacji niezgodnie z celem emisji grozi samorządowi karą w wysokości… pięciu milionów zł. I tego się obawialiśmy. Prezydent zresztą w pewnym momencie też, ponieważ miejscy urzędnicy byli w tej sprawie na konsultacjach w Regionalnej Izbie Obrachunkowej. Ponoć jest OK. I bardzo nas to cieszy, bo dobro Bolesławca jest najważniejsze. Również dla opozycji. A że pozostałe 18 milionów nazywał obecny prezydent nadwyżką budżetową (choć nią nie są) – wybaczamy. Zrzucamy to na poczet przepracowania. Choć złośliwi mówią, że to kolejny chwyt polityczno-propagandowy.

Czy byliśmy przeciwni budowie basenu? Ależ skąd! Prezydent obiecał go przeszło siedem lat temu. I prawie zdąży go wybudować. Szkoda tylko, że w tak fatalnym miejscu. Nie jesteśmy więc PRZECIWKO BUDOWIE BASENU tylko jego LOKALIZACJI. Bo prawda jest taka, że podziemny parking (który podrożył znacznie tę inwestycję) jest za mały i że będziemy „zasuwać” na basen z ręcznikiem w ręku z miejsca, w którym uda się nam zaparkować (nie musi być blisko, niestety).

Czy jesteśmy przeciwni budowie Domu Pomocy Społecznej? Nie, pytamy tylko dlaczego właśnie w roku 2010? Skoro budowa tego obiektu sfinansowana będzie w całości z miejskich (czytaj: naszych) pieniędzy, może nie trzeba było czekać z nią tyle lat. Może trzeba było wybudować go dwa, trzy lub pięć lat temu? Ale rok 2010 jest wyjątkowy. Prezydent mówi o tym tak: „To jest rok wyjątkowy pod względem inwestycyjnym, chociaż z punktu widzenia ostatnich lat, to każdy rok był wyjątkowy, bo każdy rok przynosił dość duże inwestycje”. Ale wiemy, że nie tylko o wielkość inwestycji tu chodzi. W roku 2010 w stosunku do roku 2009 wartość udziału miasta w realizowanych inwestycjach wzrasta… dziesięciokrotnie. Na czym polega więc wyjątkowość bieżącego roku? Łatwe pytanie – prosta odpowiedź: rok wyborów samorządowych. Kto więc bierze górę w działaniach prezydenta: samorządowiec czy polityk?

Ciekawą kwestią jest też rewitalizacja miasta. Fontanna „fajna rzecz”, ale gdyby udało się prezydentowi dogadać ze wspólnotami wcześniej, to remonty elewacji bolesławieckich kamieniczek można by także dofinansować ze środków unijnych. A tak – będziemy za to płacić „swoimi” pieniędzmi. Miasto wytrzyma planowane 70-milionowe zadłużenie. Ale mogłoby tych milionów, które będziemy spłacać długie lata, być trochę mniej.

„Dworzec wschodni” – temat rzeka. Czy prawdą jest, że radni opozycji przymuszali prezydenta do kupna tego placu (dworca) za 7 milionów zł? Nie. Radni namawiali i namawiają włodarzy miasta do… pozyskania terenów dworca. I wcale nie musi się to odbyć za tak duże pieniądze. Inna rzecz, że gdyby prezydentowi udało się sprzedać inny miejski plac za kwotę, za którą udało się go sprzedać tym, którzy go od miasta kupili, moglibyśmy sobie pozwolić na… wiele. Nieprawdaż?

„Stop partiom politycznym w samorządzie”!

Wątek „polityczno-partyjny” jest równie ciekawy. Tezy płomienne, ale trudne do obrony. Dowiadujemy się, że „radni, którzy są członkami klubów partyjnych nie podejmują decyzji samodzielnie”. Ciekawe, skąd prezydent o tym wie? Nie uczestniczy przecież w spotkaniach radnych opozycji, na których ci wypracowują swe stanowiska dotyczące głosowanych uchwał. A czy nie jest przypadkiem tak, że bardziej ubezwłasnowolnieni w głosowaniach i swych decyzjach są ci radni koalicji, dla których prezydent – bezpośrednio lub pośrednio – jest pracodawcą? Wszak jest w mieście „szefem wszystkich szefów”. Prezydent oświadcza stanowczo: „Dla mnie liczy się bardziej zdanie mieszkańców […] niż dyspozycja jakiejkolwiek partii politycznej.” Jakże mnie to cieszy! Nareszcie jest temat, w którym zgadzamy się z prezydentem w stu procentach! Jednak nie wszystko nas dzieli…

W wywiadzie pojawia się też wątek zabawny i tajemniczy jednocześnie. Radny, który mówi na ucho prezydentowi, że budżet jest bardzo dobry, ale musi być przeciw, bo dyscyplina partyjna (który to ?). Kandydaci na radnych i prezydenta przywożeni w teczkach z Warszawy i Wrocławia. Może się odezwą i opowiedzą o trudach tej podróży? Dodam, że ja np. nie jestem z teczki. Kandydatem na prezydenta naszego miasta zostałem w wyniku wyboru członków Platformy Obywatelskiej – mieszkańców Bolesławca. Może chodzi prezydentowi o inne partie? Czyżby o bliski mu nie tak dawno PiS, którego był członkiem? I z którym mocno sympatyzuje (wszedł przecież do komitetu wyborczego kandydata tej partii w wyborach Prezydenta RP – Jarosława Kaczyńskiego)? Szkoda, że nie uchylił rąbka tajemnicy.

Pojawił się też w wywiadzie wątek, który mnie osobiście niepokoi. Ponoć „z ust niektórych ludzi opozycji” (pytam publicznie, bo to ważne: kto jest właścicielem tych ust?) obecny prezydent dowiedział się, że czeka nas „kampania hakowa”, że „będą szykowane prowokacje”, że „będzie to niezwykle brutalna kampania”. Budowanie nastroju zagrożenia nie służy nadchodzącej kampanii. Ta musi być czasem dyskusji o przyszłości Bolesławca. Deklarowałem publicznie, że „walka nie musi być krwawa” i tę deklarację podtrzymuję. Wiem, że obecny prezydent – kandydat na prezydenta również tego chce. Mam nadzieję, że potrafimy rywalizować godnie. Niech decydują argumenty, do których uda się przekonać większość mieszkańców. Próba budowania rzekomej opozycji: „złe partie” i „dobre niepartie” (choć często tak „upartyjnione”) jest próbą skierowania kampanii na boczne – niemerytoryczne – tory. Damy sobie i z tym radę. Ale uważam, że promowana idea wyższości stowarzyszeń (bez)partyjnych polityków nad partiami to chwyt, którego „lud Bolesławca” nie kupi. Bo nie jest ciemny.

Komentarz: do felietonu powstały 193 opinie czytelników.

Tekst nr 3: marzec należał do Bolec.info

Marzec – mimo ciężkiej zimy – był… gorący. Na lokalnym portalu Bolec.info ukazała się – 2 marca br. – rozmowa ze mną (tekst ponizej). Nieco później – 11 marca – na tym samym portalu „zawisł” wywiad pt. „Kwaśniewski w Środku” nakręcony w TV Łużyce. Po obu wystąpieniach na forum rozgorzała – tradycyjnie – burzliwa i emocjonalna wymiana zdań (z akcentem na „emocjonalna”). Naczytałem się o sobie, że hej! Lektura była o tyle ciekawa, że niektórych rzeczy (faktów) o sobie dowiedziałem się… po raz pierwszy. Ale cóż – chciałem, to mam 🙂
Jak powiedział mi swego czasu mój znajomy (kiedyś starosta): „Co cię nie zabije, to cię wzmocni.” Mocny jestem po tym doświadzeniu, oj mocny!  🙂

Oto tekst rozmowy.

Kwaśniewski: żeby kampania była merytoryczna
2 marca 2010r. godz. 15:33, odsłon: 2574

Na łamach Bolec.Info prezentujemy rozmowę z Dariuszem Kwaśniewskim, kandydatem Platformy Obywatelskiej na Prezydenta Bolesławca.

Kazimierz Marczewski (Bolec.Info): Proszę w kilku zdaniach przedstawić się Bolecnautom.

Dariusz Kwaśniewski kandydat PO na Prezydenta Bolesławca.

Mam 46 lat. Urodziłem się w Świdnicy, w której spędziłem 20 pierwszych lat życia. W 1989 roku – po ukończeniu polonistyki na Uniwersytecie Wrocławskim – zamieszkałem w Bolesławcu. Blisko 10 lat uczyłem w dawnej bolesławieckiej „Jedynce”. Wspaniałe lata!

Proszę przypomnieć od kiedy pracuje w starostwie i na jakim stanowisku.

Moją „karierę edukacyjną” przerwała propozycja pracy, którą złożył mi pierwszy Starosta Bolesławiecki, Piotr Roman. Od stycznia 1999 do grudnia 2006 roku byłem naczelnikiem wydziału edukacji, współtworząc, z czasem jeden z najlepszych, w województwie powiatowych systemów edukacji. W 2001 r. ukończyłem kolejne studia podyplomowe (zarządzanie) na Politechnice Krakowskiej, choć tak naprawdę samorządu nauczyłem się w praktyce. Dziś samorząd (proces legislacyjny czy finanse) nie ma dla mnie tajemnic.

Od kiedy jest Pan Członkiem Zarządzu Powiatu?

W grudniu 2006 roku zostałem i jestem do dziś etatowym członkiem Zarządu Powiatu Bolesławieckiego – na wniosek obecnego starosty, Cezarego Przybylskiego. Odpowiadam w powiecie za inwestycje, przetargi, promocję i edukację, a także za pozyskiwanie pieniędzy zewnętrznych, przede wszystkim unijnych. Od lipca 2004 r. jestem członkiem Platformy Obywatelskiej (to moja pierwsza partia), zaś od 25 lutego br. przewodniczącym PO w Bolesławcu.

Proszę jeszcze kilka słów o rodzinie. Czy jest Pan żonaty?

Jestem żonaty (żona uczy w II LO), mamy dwie córki (starsza studiuje we Wrocławiu filologię angielską i dziennikarstwo, młodsza jest uczennicą I LO) i cudowne dwa koty (mama i syn).

Czy uprawia Pan sport?.

Gram w kosza, biegam 2 godziny bez zadyszki, w wolnych chwilach ciągle coś „psuję” w ogrodzie. To tak z grubsza….

Czy w tej kadencji bolesławianie będą mieli możliwość obejrzeć jakiś spektakl w teatrze przy ulicy Teatralnej? A tak naprawdę – czy teatr jest potrzebny w Bolesławcu i skąd będą środki finansowe na jego utrzymanie?.

W tej kadencji, czyli w tym roku, spektaklu w teatrze nie obejrzymy. Remont teatru zakończy się dopiero pod koniec przyszłego roku. Wynika to z harmonogramu rzeczowo-finansowego tego zadania związanego z realizacją projektu unijnego. Bo na remont teatru część pieniędzy pozyskamy z funduszy UE. Pierwsze etap prac – za ok. 1,3 mln zł – już się zakończył: budynek został „uratowany” i rozbudowany, wymieniono w nim całą stolarkę okienną i drzwiową oraz pokrycie dachu. Teraz rozpoczynamy II etap – remont wewnętrzny. To duże przedsięwzięcie. Łączny koszt zadania to prawie 8 mln zł. Pieniądze na jego realizację pochodzą z kilku źródeł. Mimo wielu problemów teatr nie tylko ocaleje, ale rozkwitnie. To już przesądzone.

Czy teatr będzie elementem kampanii wyborczej?

Nie wiem, zapewne tak. Ale mądrzy ludzie wiedzą, że podjęte działania są skuteczne, więc tego tematu się nie obawiam. Inni tylko mówili o teatrze. My oddamy go mieszkańcom w pełnej krasie, aby im służył.
Czy jest potrzebny? Bezsprzecznie. Jako miejsce kulturotwórcze; miejsce, w którym będziemy spędzać piękne chwile. Teatr nie będzie miał, co oczywiste, stałego zawodowego zespołu aktorskiego, ale posłuży wszystkim mieszkańcom – dzieciom i młodzieży, ale też dorosłym – do realizacji swoich kulturalnych pasji. Jakiś czas temu kilka osób wspominało o utworzeniu amatorskich grup teatralnych czy kabaretowych. To doskonały pomysł. Powiat znajdzie na to pieniądze. Teatr pozostanie natomiast organizacyjnie w strukturach MDKu, pełniąc jednak inną rolę niż dotychczas. Wszystko jest już zaplanowane i policzone.

Czyli jak zamierzacie wykorzystać teatr?

Zamierzamy też wykorzystać teatr do działań „okołokulturalnych” w ramach współpracy z zaprzyjaźnionymi z nami powiatami z zagranicy. I realizować w nim tzw. „projekty miękkie”. I jeszcze jedno: nie będzie w tym roku spektaklu w teatrze, ale będzie u nas, w Bolesławcu, kolejny fantastyczny spektakl legnickiego Teatru Modrzejewskiej. Być może wystawimy go znów razem z naszymi przyjaciółmi skupionymi wokół „Concordii”. Będę z nimi o tym rozmawiał.

Kiedy to będzie?

Odbędzie się w czerwcu, ale tytułu dziś nie zdradzę. Byłem na „Szawle” i wiem, z jak gorącym przyjęciem spotkał się ten spektakl. Tym razem będzie również wspaniale. Jeszcze poza teatrem. Ale po zakończeniu remontu… również w nim. Obiecałem dyrektorowi legnickiego teatru, Jackowi Głąbowi, że pierwsze przedstawienie w naszym powiatowym Teatrze Miejskim (bo tak się naprawdę nazywa) będzie jego!

Ile środków z funduszy unijnych i innych udało się Panu, jako osobie odpowiedzialnej za tę „działkę”, pozyskać od początku kadencji?

Małe sprostowanie na początek. Odpowiem, ile środków unijnych i innych udało się NAM – co podkreślam – pozyskać. OK?

OK

Bo samemu – jak kiedyś już mówiłem – to sobie można najwyżej pasjans postawić. Zacznę tak: mieliśmy naprawdę trudne zadanie, bo w poprzedniej kadencji powiat zaspał, potężnie zaspał. Nie pozyskał – ani na szpital, ani na swoje inwestycje – przysłowiowej złotówki. Lata 2004 – 2006 zostały więc stracone. Niestety. Tworzyliśmy więc zasady, procedury i uczyliśmy się wszystkiego prawie od początku.

Dlaczego od początku?

Prawie, bo edukacja powiatowa nie zawiodła. Przypomnę tylko, że zrealizowaliśmy wówczas projekty stypendialne, w sumie ok. 1000 uczniów naszych szkół otrzymało w gotówce ponad 2 mln zł.
Efekty naszej pracy w tej kadencji są naprawdę zadowalające. Do tej pory pozyskaliśmy ponad 20 milionów złotych, z tego ponad 17,2 mln zł na siedem zadań inwestycyjnych, w tym dwa szpitalne. Mogło być ponad 18,5 mln zł, ale ostatnio ograniczono nam środki na teatr właśnie o 1.320.000 zł. Inna rzecz, że nie odpuszczamy i zabiegamy o tę różnicę w innym miejscu.
Innych środków finansowych pozyskanych z zewnątrz, przede wszystkim na zadania drogowe i remontowe w oświacie, jest już kilkanaście milionów. Długo by je wymieniać.

Czy to dużo czy mało?

To zależy, co wziąć za punkt odniesienia. Jeśli wcześniejsze dokonania powiatu, to… odpowiedź nasuwa się sama. Ale najważniejsze, że – to bardzo ważna informacja – pozyskaliśmy tyle, na ile nas było stać! A na więcej nie było. Wiadomo przecież, że aby pozyskać pieniądze z UE, trzeba zawsze zabezpieczyć tzw. wkład własny: w zależności od programu i priorytetu od 15% do 50%. Wszystko zaplanowaliśmy, przeliczyliśmy i zrealizowaliśmy. Czujemy wielką satysfakcję, ale też odpowiedzialność. Bo tych pozyskanych pieniędzy powiat nie musi jeszcze w 100% otrzymać: zasada ta dotyczy oczywiście wszystkich – m.in. gminy i powiaty. Trzeba fachowo prowadzić i rozliczać kolejne etapy projektów, aby pieniądze były refundowane. W tym i kolejnym roku. Ale damy radę.

Trwa czwarty rok kadencji powiatu, trzy lata już za nami. Chyba nie za bardzo jest się czym pochwalić? Stan dróg jest w powiecie nadal fatalny. Co Pan na to?.

Uśmiechnąłem się na to pytanie. Czy poprzednia odpowiedź po prostu nie jest dowodem, ze pytanie jest… oględnie mówiąc – tendencyjne? Ale dobrze. Odpowiem: jest się czym pochwalić. Inwestycje w pierwszej kadencji sięgały kilku procent ogółu wydatków w rocznych budżetach powiatu; w drugiej kadencji nie było dużo lepiej. Na nasze inwestycje w ubiegłym roku wydaliśmy 20% środków finansowych, plan na ten rok sięga 30%. W kategorii „powiat ziemski” jesteśmy liderem. To źle?

Nie, ale proszę to udowodnić.

Nie będą powtarzał argumentów o sukcesie w realizacji projektów unijnych. Poziomu powiatowej edukacji zazdrości nam wielu zaprzyjaźnionych samorządowców. Pozostańmy jednak przy drogach. Czy ich stan nas zadowala? Nie. Czy chcielibyśmy, aby były lepsze? Tak. Nie można jednak mieć wszystkiego od razu. Każdy chciałby być piękny, zdrowy i bogaty, ale nie wszyscy są.

Proponuję, aby Pan przeszedł do faktów.

W tej kadencji – a przed nami jeszcze jeden sezon drogowych inwestycji – zrobiliśmy ich już więcej niż w obu poprzednich razem. Jeśli więc jest tak źle, to co powiedzieć o wcześniejszych dokonaniach powiatu? Każdego roku realizujemy – w porozumieniu z gminami – kilkanaście zadań drogowych. Współpraca w tej mierze układa się dobrze i bardzo dobrze. W zeszłym roku nasz powiat zrealizował dwa zadania w ramach tzw. „schetynówek” a wnioski, które do tego programu napisano, zostały ocenione najwyżej na Dolnym Śląsku! Znów przypadek? Tylko te dwie inwestycje miały wartość ponad 7 mln zł – przy 25% wkładzie powiatu. Ciekawostka – a nie wszyscy wiedzą: zrealizowaliśmy m.in. najdłuższą – bo 17-kilometrową „schetynówkę” w Polsce!

A w roku 2010?

W tym roku wyremontujemy za wiele milionów złotych (w tym 50% ze środków UE) jeden z głównych ciągów komunikacyjnych w mieście: ulice Karola Miarki oraz Żwirki i Wigury. Co ważne – przy finansowym wsparciu gminy miejskiej. Drogi ciągle nie są w stanie, który by nas zadowalał. Ale stwierdzenie, że ich stan jest fatalny jest niesprawiedliwe.

Jak Pan oceni firmę odpowiedzialną za odśnieżanie dróg w powiecie? Z opinii naszych czytelników wynika, że stan dróg w powiecie był fatalny. Czy zgadza się Pan z tą opinią?

Firma, która wygrała przetarg na zimowe utrzymanie dróg, jest najlepszą spośród tych, które mogliśmy w tym celu wynająć. Bo jedyną. Tylko ona przystąpiła do przetargu. Jak ją oceniam? Chciałbym lepiej. Pamiętam jednak, że zimę mamy wyjątkowo ciężką. Sparaliżowała wiele miejsc w Polsce. Dała się nam wszystkim we znaki. Na pewno bywało ślisko i biało. Zima to zima. Kłopoty dotknęły wszystkich zarządców. Pojawiły się nawet opinie na portalach, że drogi miejskie były w gorszym stanie. Moim zdaniem, nie chodzi jednak o to, żeby się licytować, gdzie było gorzej.

A co na to osoby odpowiedzialne?.

Wiem, że osoby odpowiadające za drogi w powiecie, z wicestarostą Stanisławem Chwojnickim na czele, wielokrotnie kontaktowały się z szefem firmy odpowiedzialnej za zimowe utrzymanie dróg. I był to interwencje skuteczne. Dużo nas ta zima kosztuje, a mimo to nie wszystko się nam udaje. Tak to bywa.

A teraz z innej beczki. Proszę powiedzieć – jak radzi sobie szkolnictwo podległe powiatowi?

Oj, tu o sukcesach mógłbym mówić bardzo długo, bo są bezsporne. Tworzymy – my, czyli samorządowcy odpowiadający w powiecie za edukację oraz nasi dyrektorzy – bardzo sprawny zespół zarządzający szkołami i placówkami. Dyrektorzy zaś potrafili zmotywować do efektywnej i często twórczej pracy swych nauczycieli.

Jakie są efekty tej działalności?

Świetnie zdawane przez uczniów egzaminy zewnętrzne – zawodowe i maturalne: 3 miejsce w województwie (na 29 powiatów). Realizowane projekty, w tym unijne, przede wszystkim w ramach programu „Leonardo da Vinci” (zagraniczne praktyki zawodowe). Miliony złotych pozyskane dodatkowo na remonty i doposażenie naszych szkół. Systematycznie poprawiana baza dydaktyczna: remonty kilkusettysięczne przestają być rzadkością – do roku 2007 mógłbym policzyć je na palcach jednej ręki. W czasie naboru każdego roku do naszych szkół trafia wielu uczniów z ościennych powiatów – nawet dwie, trzy klasy. Oni chcą się uczyć u nas i to jest niepodważalny dowód, że jesteśmy dobrzy.

Proszę wymienić te sukcesy.

To przynajmniej trzy spektakularne sukcesy. Po pierwsze – realizowany w naszym powiecie projekt unijny „SOS – szkoły otwartych szans”. Jestem jego współautorem i nikt mi nie odbierze satysfakcji z tego, że jest. W skrócie mówimy o nim – bezpłatne korepetycje dla uczniów liceów ogólnokształcących i gimnazjum specjalnego. W sumie 10.000 godzin dodatkowych zajęć m.in. z przedmiotów maturalnych, czyli 2 miliony złotych, które trafią do bolesławian, przede wszystkim nauczycieli, ale też przedsiębiorców (wygrali przetargi na doposażenie). W większości wydane zostaną w Bolesławcu. To chyba dobrze. Dodajmy sprzęt wartości ok. 200 tys. złotych, w tym 8 cyfrowych telewizorów 50-calowych, 14 rzutników multimedialnych, laptopy i komputery stacjonarne i kilkadziesiąt innych pozycji tzw. pomocy dydaktycznych. Zazdroszczą nam tego projektu wszystkie powiaty na Dolnym Śląsku. I gminy też, choć nie zawsze się do tego przyznają.

Po drugie – subregionalne centra kształcenia zawodowego, które powstają w naszych szkołach. Bolesławiec zdobywa pozycję równą pozycji Legnicy, Jeleniej Góry, Głogowa czy Świdnicy. W ilu jeszcze dziedzinach możemy się tym poszczycić? To u nas uczniowie z innych powiatów uczyć się będą zawodu. Na najnowocześniejszym sprzęcie. Wartość projektu – ponad 6 milionów zł. .

Po trzecie – przez najbliższych kilka lat dodatkowe zajęcia lekcyjne fundujemy również uczniom techników i zawodówek. W ramach partnerskich projektów ogólnowojewódzkich. Zajęcia te już ruszyły. Ich wartość osiągnąć może – jeśli tylko uczniowie zechcą w nich uczestniczyć – od 600.000 zł do 1.000.000 zł rocznie! Stworzyliśmy to wszystko RAZEM! Urzędnicy i nauczyciele. Entuzjazm i motywacja – które nas charakteryzują – są podstawą sukcesów.

Zmieńmy temat. Czy to dobrze, że firma, która bierze udział w przetargach organizowanych przez powiat administruje kontami poczty elektronicznej starostwa ? Czy nie jest to swego rodzaju zagrożenie dla informacji poufnych?

Krótko mówiąc – nie jest. Po pierwsze, informacje przesyłane drogą elektroniczną nie mają charakteru informacji poufnych. Po drugie, przyjęte w starostwie rozwiązania techniczne zapewniają pełne bezpieczeństwo systemu, co potwierdziło nadanie naszemu powiatowi „Certyfikatu bezpieczeństwa”, który otrzymaliśmy w lipcu 2009 r.

Zgodzi się Pan z tym, że 1599 zł miesięcznie za publikacje informacji, które piszą pracownicy starostwa, na stronie promocyjnej powiatu to bardzo duża kwota? Nawet jeśli doliczyć do tego koszty utrzymania serwera i kont poczty, które mogą wynosić 300 zł rocznie..

Nie zgodzę. Decyzja była podjęta w uzgodnieniu z pracownikami, którzy znają się na rzeczy. Usługi świadczone przez firmę obejmują nie tylko tzw. hosting serwera, czyli wypożyczenie „powierzchni” serwera, ale również techniczne utrzymanie strony oraz jej administrowanie, w tym zamieszczanie przesyłanych tekstów, zdjęć, materiałów filmowych, tworzenie banerów oraz ich graficzną obróbkę. Dodam, że informatyczny stan posiadania starostwa stale się zwiększa w związku z realizacją unijnego projektu „E-urząd”. W przyszłości – po wdrożeniu całego projektu – potrzeba współpracy z firmą zewnętrzną w obecnym zakresie powinna być ponownie przeanalizowana.

Cieszę się, że Pan to w przyszłości przeanalizuje. Pomówmy o czymś trudniejszym – o szpitalu.
Jest Pan członkiem zarządu powiatu. Proszę powiedzieć, dlaczego nie sprywatyzowano szpitala powiatowego, ba – nawet go nie skomercjalizowano. To wbrew programowi Platformy Obywatelskiej.

Ustawa dotycząca przekształceń szpitali w podstawowym kształcie nie przeszła, natomiast zaproponowany przez rząd Platformy tzw. Plan B nie jest dla nas – naszego szpitala – zbyt korzystny. Zmiany, których już dokonaliśmy, m.in. restrukturyzację szpitala i w konsekwencji jego częściowe oddłużenie, wyprzedziły zaproponowane rozwiązania. Skupiliśmy się na innych działaniach systemowych, które zakończyły się bezsprzecznie sukcesem: doprowadziliśmy – my czyli zarząd szpitala i powiat – do znacznego wzrostu wartości kontraktu szpitala (z ok. 19 mln zł w roku 2006 do ponad 30 mln zł w br.), zadłużenie zmniejszono o ok. 20 milionów!!! Pomogliśmy w pozyskaniu przez szpital wielu milionów złotych w ramach dwu projektów unijnych. Jeden z nich pozwolił uruchomić wreszcie długo oczekiwany nowoczesny Szpitalny Oddział Ratunkowy. Powstały w szpitalu nowe poradnie, uruchomiono oddział dializ. Szpital staje się coraz lepszy. Do kwestii jego komercjalizacji powinniśmy jednak – moim zdaniem – powrócić.

Jak ocenia Pan inicjatywę dyrektora ZOZ … o przekazanie diet radnych na rozwój szpitala? Czy to nie jest akcja propagandowa?

Cóż, sprawa budzi spore emocje i wywołuje wiele nieprzychylnych dla tej akcji komentarzy. Nie bez racji. Poprzestanę na informacji, że ja przekażę pieniądze na określony przez dyrektora szpitala cel.

Dobrze, zostawmy na chwilę sprawy samorządowe, przejdźmy do polityki. W Bolesławcu dość często bywali poseł Chlebowski czy poseł Schetyna. Jak może Pan skomentować ich udział w aferze hazardowej?

Krótko. Po pierwsze, nie należy moim zdaniem stawiać wymienionych osób w jednym szeregu. Takie ujecie sprawy jest nieuprawnione: Schetyna nie jest jej negatywnym bohaterem. Czekam – jak większość z nas – na ostateczne wyniki prac komisji sejmowej. Jedno wiem na pewno: stylistyka rozmów prowadzonych przez Chlebowskiego jest mi obca, natomiast asertywność jest politykowi niezwykle potrzebna. Chlebowskiemu jej zabrakło.

Czy jest Pan 100% kandydatem lokalnej PO na urząd prezydenta Bolesławca?

Praktycznie tak. Rekomendację otrzymałem od członków bolesławieckiej Platformy na walnym zebraniu naszej partii, 25 lutego. W marcu decyzję w tej sprawie podejmie rada powiatowa PO – taka procedura. .

Kampania się rozpoczyna. Jaka będzie?
Zacznę tak. Uczynię wszystko, żeby kampania wyborcza była merytoryczna i „czysta”. Złożyłem tę deklarację publicznie, a Piotr Roman – który odniósł się do tej kwestii – przychylił się do tej propozycji. Jeśli tak będzie, Bolesławiec tylko na tym wygra. Jeśli tylko któremuś z nas nie puszczą nerwy, nie damy się wpuść „w kanał” jakiemuś sztabowcowi, jest szansa na to, byśmy udowodnili z Piotrem – nie jest tajemnicą, ze jesteśmy „po imieniu” – że różnić można się pięknie, a kampania prezydencka w naszym mieście może być i mądra, i kulturalna. Niemożliwe? Warto spróbować.

Czy jest Pan otwarty na debatę z Piotrem Romanem na łamach Bolec.Info?

O każdej porze dnia i nocy. Nawet jeśli będę zmęczony, a mój krawat zbyt mało „socjotechniczny”. W każdej redakcji, która nas tylko zaprosi. Mamy kilka miesięcy na rozmowy z mieszkańcami. Fajna sprawa.

Jak zamierza Pan wygrać wybory z Piotrem Romanem?

Już o tym mówiłem i pisałem. Przedstawić bolesławianom lepszy „pomysł” na nasze miasto. Dotrzeć do nich z naszym programem. A w nim określimy – po pierwsze – CO należy w Bolesławcu robić oraz JAK to osiągnąć. W tym JAK będzie wyraźna różnica pomiędzy obecnym i proponowanym przez nas sposobem na kierowanie miastem. Zdradzę tylko, że bliższe jest mi ZARZĄDZANIE niż RZĄDZENIE. Ktoś powie, że to prawie to samo. Niby tak, ale – jak wiemy – „prawie” czyni wielką różnicę.

A co z Pana programem wyborczym ?.

Program przedstawiać będziemy sukcesywnie – kampania to gra na długim, bo dziewięciomiesięcznym, dystansie. Co więcej, zostanie on dopracowany w czasie tematycznych spotkań z mieszkańcami, na które będę ich zapraszał. Co dwie głowy to nie jedna, co dwadzieścia to nie dwie. Nikt nie wie wszystkiego najlepiej, więc będę rozmawiał: z przedsiębiorcami, samorządowcami, nauczycielami; ludźmi, dla których kultura czy sport są pasją.

Czym Pan chce przekonać mieszkańców Bolesławca, co Pan im zaproponuje?

Do mieszkańców chcę dotrzeć z takim przekazem:
Bolesławiec to przede wszystkim ludzie. Jego mieszkańcy. Inwestycje to nie tylko mury. Inwestowanie w ludzi – młodych i starszych – jest równie ważne. I w ostatnich latach zaniedbane. Niestety. Zarządzanie jest efektywniejsze niż rządzenie. Im więcej aktywnych, zaangażowanych w życie miasta osób, tym lepiej. Dobrzy urzędnicy są niezbędni, ale często mieszkańcy mają lepsze pomysły niż oni – to dlatego powstała niespotykana i niesamowita Gliniada i fenomen Concordii. Partnerstwo, współpraca jest lepsze niż konflikt i „zamknięcie”. Siły Bolesławca należy szukać również poza nim samym – związki wielu, np. sąsiadujących ze sobą gmin czy miast – mogą zrobić dla wszystkich więcej niż każde z nich z osobna. Synergia jest niezbędna. Energię i pomysły ludzi należy wykorzystać. To przecież… oczywista oczywistość. .

Jak ocenia Pan działalność Piotra Romana. Proszę wskazać plusy i minusy.

Przyjdzie na to czas. Ale podkreślam: nie będę się koncentrował na minusach obecnego prezydenta. Będę eksponował swoje plusy. Zalety i przewagi mojego programu. To podejście jest bardziej konstruktywne. Ktoś już powiedział, że jestem nudnym kandydatem. Więc pytam: czy rozsądek, umiar i szacunek dla tego, co racjonalne, jest synonimem nudy?
Czy kultura, niechęć do pyskówek i nieużywanie wyzwisk oraz trzymanie emocji na wodzy jest dowodem na nudę? Jeśli tak, to zgoda – jestem nudny.

Czyli nie widzi Pan minusów u Piotra Romana?

Widzę. Nie tyle u samego Piotra (te mnie nie zajmują), ile w sposobie sprawowania władzy. Gdyby wszystko było OK., ja bym nie kandydował. Bo po co…?

Dlaczego władzom powiatu tak trudno jest się porozumieć z władzami miasta? Choćby w kwestii wspólnej promocji regionu, wydarzeń ?

Bo miastem i powiatem zarządzają ludzie, którym – niestety – nie po drodze. Bo źle rozumiana polityka często – choć na szczęście nie zawsze – bierze górę nad troską o samorząd. Bo kilka propozycji powiatu miasto po prostu odrzuciło. Między innymi fantastyczny pomysł na wspólną i skuteczną promocję Bolesławca i subregionu – Borów Dolnośląskich. Straciliśmy ogromną szansę, aby – m.in. – „wyłapać” pędzących nową autostradą turystów i zachęcić ich do zaglądnięcia do Bolesławca. Aby stworzyć „sieciowe” produkty turystyczne , które sprowadzą turystów do naszego subregionu na dwa, trzy, może cztery dni. Straciło swą szansę wielu bolesławian, którzy z odwiedzających nas żyją: restauratorów, hotelarzy, właścicieli sklepów i zakładów usługowych. Szkoda. Powiat wraz z trzema innymi gminami (Zgorzelcem, Pieńskiem i Węglińcem) próbuje przeforsować ten projekt, ale bez uczestnictwa Bolesławca jest on po prostu ułomny. Szkoda, że tak się stało. Cóż więcej powiedzieć. Do tanga trzeba dwojga….

Czy mam tak to rozumieć, że powiat jest „cacy” a miasto jest „be”?

Każde uogólnienie jest nieprawdą. Dlatego nie powiem, że tylko jedna strona jest winna. Zresztą – moim zdaniem – i tak w tej kadencji udało się zrobić razem więcej niż w poprzednich. Ale można było więcej. Mam w serduchu żal, że miasto nie chciało załatwić wspólnie dwóch – trzech spraw, które proponowaliśmy..
Pociesza mnie jedno: jeśli wygramy wybory zarówno do miasta, jak i do powiatu, nie będzie problemu z brakiem porozumienia. Będzie szansa, aby wspólnymi siłami „obudzić” nasze miasto, dać mu impuls do rozwoju. Wierzę, że tak się stanie. Inaczej bym nie kandydował.

A jeśli przegracie wybory, to co?

Nie przegramy. To jedno. Po drugie: „Końca świata nie będzie” – zostanie nam powiat, w którym jest mnóstwo spraw, które sprawnie będziemy realizować i kończyć. Idzie o kilkanaście milionów złotych i o kontynuację kilku fundamentalnych dla powiatu projektów. Nie pozwolimy innym tego zepsuć.

Jest Pan szefem bolesławieckiej Platformy. Dlaczego nie funkcjonuje w tej organizacji tzw. młodzieżówka?

SMD, czyli Stowarzyszenie „Młodzi Demokraci” – tak w ogóle – ma się dobrze. Mamy w tej chwili – z tego co wiem – kryzys w strukturach dolnośląskich stowarzyszenia, ale wychodzę z założenia, że młodzi sobie z tą sytuacją poradzą. Kto piwa nawarzył, niech je wypije. Jestem – jako nowy przewodniczący PO – otwarty na propozycję współpracy z „demokratami”. Jeśli będą chcieli, na pewno możemy razem wiele zdziałać. Jeśli nie – nie będziemy się nikomu narzucać.

Jak zachęci Pan młodych ludzi, aby bardziej zaangażowali się w lokalne życie polityczne?

Najpierw społeczne. Na politykę przychodzi czas nieco później. To lepsza kolejność. Przede wszystkim aktywność. Działanie. Samorząd szkolny, wolontariat, praca w stowarzyszeniach, WOŚP; dopiero z czasem „młodzieżówki”. Choć niekoniecznie – mnie by było na to szkoda czasu. Tyle jest piękniejszych rzeczy od polityki, gdy się ma te… naście lat. Powtarzam – na nią przyjdzie czas.

Co chciałby Pan na koniec przekazać Bolecnautom?

Życzę wszelkiego powodzenia – w szkole, w pracy i w domu. I proszę… o szacunek do Słowa. To ważne, aby w internetowych dysputach szukać porozumienia, wymieniać się myślami, polemizować, nie zaś dokuczać i obrażać. Trzymać emocje na wodzy i dbać o rzeczowość wygłaszanych sądów. Wymiana myśli czyni nas mądrzejszymi. „Mądrość” jest z kolei siostrą „dobra”. Niby truizm, ale takie truizmy warto sobie ciągle uświadamiać. Szczególnie w dyskursie publicznym.

[…]

Komentarz:
18 marca krótko odniosłem się do postów dotyczących zarówno rozmowy na portalu, jak i wywiadu w TV Łużyce. Oto – dla przypomnienia – odpowiedź:

~Dariusz Kwaśniewski Opublikowane: 2010-03-18 23:40:10

Proszę Państwa,
znajomi i przyjaciele mówią mi – nie odpisuj. To tylko daje IM (czyli dużej części piszących posty) kolejny powód do złośliwości i ataków. I mają sporo racji. Za każdym razem, gdy zdecyduję się publicznie zabrać głos, dowiaduję się o sobie wiele nieciekawych rzeczy; muszę zmierzyć z przykrymi określeniami. I nie ważne (dla NICH), czy mi się te epitety należą czy nie. Niektórzy internauci zakładają, że z zasady trzeba dowalić. Czy są to – jak piszą niektórzy – „zaciężni pretorianie ratusza”? Nie wiem. I myślę, że to nie jest najważniejsze. Ważniejsze jest to – choć smutne – że jest tak wiele osób, w których jest tak wiele złych emocji. A słowa padały przykre. Dużo ocen, złych intencji.
Czegóż – m.in. – dowiedziałem się o sobie tym razem? Proszę – ot krótki wybór autorski: „kłamstwa, niekompetencja, samobójstwo polityczne, miernota polityczna”. Nie będę tego komentował.

Odniosę się natomiast do głównych wątków poruszonych w Waszych postach. Bo uważam – mimo wszystko – że warto rozmawiać.

1. Uspokajam tych, którym zabrakło w wywiadzie „konkretów”. Formuła programu (kilkanaście) minut nie pozwalała na „więcej”. A i czas jeszcze nie ten. Najciekawsze przed nami. Jeśli rzeczywiście ktoś czeka na konkrety – nie zawiedzie się. Będą propozycje inwestycji (nazwijmy je roboczo „alternatywnym” wobec obecnego miejskiego WPI). Będą działy i rozdziały oraz paragrafy klasyfikacji budżetowej; będą dochody i wydatki, przychody i rozchody, nadwyżka i deficyt, obligacje etc.
Ciekawe, ilu z Was to „zdzierży”? Będzie wizja i strategia. Już są.

2. Będzie i o bluesie, i o Gliniadzie, i o Concordii (oba byty funkcjonują jako swego rodzaju symbol – symbol niewykorzystanej energii i pomysłów bolesławian; albo tego niektórzy nie zrozumieli, albo – po prostu – wykazują się złą wolą), o swoistym „karłowaceniu” naszego miasta, o 70 milionach długu, o basenie zwanym już basenikiem lub łaźnią, o możliwościach i ograniczeniach w inwestowaniu – zarówno w „mury”, jak i w ludzi. O oświacie miejskiej, która ma szansę być tak dobra jak ta powiatowa (już widzę te złośliwe komentarze, że miejskie szkoły są ładniej pomalowane – ale ja mówię o jakości edukacji, nie o jakości elewacji). O tym, dlaczego „miasto” nie może dogadać się z „powiatem” i kto za to odpowiada. Będzie.

3. Wszystkim, którzy obawiają się „nokautu w listopadzie”, podpowiadam – nie startujcie w wyborach prezydenckich. Ja nie boję się nokautu. Nie obawiam się także ewentualnej przegranej na punkty. Chcę wygrać, bo… „szkoda Bolesławca”.

4. Piszecie o teatrze, MDK, „schetynówkach”, SORze… itp. wykazując się nieznajomością wielu faktów. Albo jest inaczej: znacie je, tylko założyliście sobie, żeby dokuczać, a nie rozmawiać, więc udajecie, że nie wiecie. Szkoda. Takie podejście uniemożliwia dialog. A na dialogu mi zależy.

5. I na koniec chwila szczerości. Pisałem na jednym z naszych lokalnych portali, że jest we mnie niechęć do osób, które nadużywają Słowa. Osób, które w formułowanych komunikatach skupiają się na emocjach (do tego negatywnych), nie zaś informacjach. Tak to już jest, że charakteryzuje to przede wszystkich internautów anonimowych. Można opluć i pozostać bezkarnym. Anonimowość sprzyja odwadze. Mało odważnej odwadze.

Pozdrawiam serdecznie…

Retrospekcji dalszy ciąg – tekst nr 2: „Czy walka musi być krwawa?”

Tekst nr 2.
Na portalu Bernarda Łętowskiego umieściłem swego rodzaju deklarację sposobu prowadzenia kampanii. Chcę się spierać, będę zadawał trudne pytania i na trudne pytania odpowiadał, będę walczył!  Ale z klasą.

Czy walka musi być krwawa?

03-02-2010 przez Dariusz Kwaśniewski

Ponoć kampania wyborcza się zaczęła. Ogłosiły to lokalne media w związku z faktem, że pojawił się pierwszy kandydat, który oświadczył, że nie tylko MYŚLI o wzięciu udziału w wyborach prezydenckich w naszym mieście, ale je wygra. I mimo propozycji, aby przypominała ona partię szachów a nie wojnę, internetowi zagończycy – szczególnie ci anonimowi – ruszyli do boju. Ale fajnie! Będzie zadyma! Fajnie?

Czym jest a czym mogłaby być kampania wyborcza? Najczęściej definiuje się ją jako zespół działań i metod, przy pomocy których specjaliści od marketingu politycznego promują kandydaturę polityka, by wyborca zagłosował właśnie na niego. Formalnie ogłosić ją musi prezydent kraju, wydając postanowienie o zarządzeniu wyborów. Trwa najczęściej około trzech miesięcy a kończy się na 24 godziny przed dniem głosowania. I tu rzecz, na którą warto zwrócić uwagę: dlaczego PIERWSZY KANDYDAT, ogłaszając wolę startu w wyborach tak wcześnie, zaproponował tym samym, aby kampania trwała aż dziewięć miesięcy? Żeby nie trzy a dziewięć miesięcy lała się krew? Czy przez dziewięć miesięcy musi być krwawo, bo w innym wypadku wyborcy zanudzą się na śmierć?

To zależy. Zależy od tego, jak ta kampania zostanie rzeczywiście zdefiniowana. Często mówi się, że tak naprawdę kampania zaczyna się już „pierwszego dnia po wyborach”. W dużej części się z tą opinią zgadzam. Dlaczego? Bo gorący czas kampanii reklamowej to za mało, aby kandydat dał się poznać. Fakt: jego twarz – podrasowana, wypudrowana i bez zmarszczek (choć na co dzień są) – ma szansę stać się znajomą, ponieważ atakuje nas z plakatów i banerów. Trochę jak reklama najnowszej pasty do zębów w hipermarkecie. Ale czy sama twarz, socjotechniczne grymasy, niebieska (różowa?, fioletowa? – niepotrzebne skreślić) koszula, medialny krawat, ręce złożone w piramidkę albo inną wymyślną figurę powinny nam wystarczyć DO PODJĘCIA DECYZJI?

Kampania wyborcza mogłaby być czasem rozmowy, dyskusji, przekonywania się, myślenia. Że co?
Że życzeniowe, nierealne, nienowoczesne, nieskuteczne, niepopularne i niemedialne?
Że nieciekawe? A kto o tym decyduje? Czy rzeczywiście większość z nas oczekuje od kandydatów, żeby prali się po pyskach, obrażali i przerzucali hakami? Nie jestem pewien. Jestem za to ciekaw, co na to sami kandydaci. Dadzą uciechę gawiedzi czy do myślenia myślącym?

Pisze Bernard: „Walka będzie krwawa.” Nie zgadzam się. To nie jest przesądzone. Styl tej kampanii tworzyć będziemy my: my kandydaci i my wyborcy. Krew i błoto czy myśl i przyzwoitość?

Wybór w czasie dokonywania wyborów – również podczas kampanii wyborczej – należy do Ciebie.

Komentarz: pod tekstem znalazło się aż 50 postów użytkowników portalu. To dużo jak na „Bobrzan”.
Udzieliłem im dwu odpowiedzi. Oto one.

03/03/2010 o 23:09

Szanowni Bobrzanie,
witam na „naszym” portalu po raz drugi. Zadebiutowałem jako bohater WIELKIEGO PRZETARGOWEGO PRZEKRĘTU, którego nie było. Wtedy przyszło mi się „tłumaczyć” z działań i postępków, które nie miały miejsca (jak to się mówi w telewizji). Piszę tłumaczyć, choć wyjaśniałem. I choć tezy – czy może hipotezy (dziś już nie pamiętam) – Bernarda się nie potwierdziły, zapewne znalazły się osoby, które z całej tamtej zadymy zapamiętały jedno – CHYBA COŚ BYŁO NA RZECZY.
Gdy pierwszy raz usłyszałem o „bobrzanach”, dowiedziałem się, że to taki trochę inny portal. Jakiś taki literacki czy coś w tym stylu. I rzeczywiście jest inny. Niektóre teksty – pozbawione potrzeby podążania za przaśną okołopolityczno-plotkarską teraźniejszością – są rzeczywiście fajne. Jeśli jest na bobrzanach element wspólny z „mniej literackimi” portalami, to są nim… komentarze. Tym zdecydowanie bliżej do średniej krajowej (bolesławieckiej).
Więc trochę o nich. Zapisuję myśli. Wybór autorski.
Przezabawny Dionizos – kontekst ciążowy przedni, ale już wpis Juliana niezrozumiały i niesmaczny (niby dlaczego „Elektorat został wydymany?”).
Bezwzględna Lolka – aparatczyk ma podłe konotacje. Teza, że tylko dziki wódz „hordy Hunów” jest gotów dać się pochlastać za ideę – nieprawdziwa. Ja też jestem gotów. Chociaż jestem nudnym strategiem.
Mimie, determinacja kojarzy mi się z osiągnięciem CELU. Nie z metodą czy sposobem na jego osiągnięcie. Krew jest w Twoim ujęciu środkiem, który ponoć jest zawsze uświęcony. Mam inne zdanie. I chyba jednak mylisz krew z błotem.
Nie ma we mnie bijącej niechęci do anonimowych internautów. Jest we mnie niechęć do osób, które nadużywają Słowa. To, czy czynią to anonimowo czy podpisując się prawdziwym imieniem i nazwiskiem, jest dla mnie mniej istotne. Choć prawda jest taka, że anonimowość sprzyja odwadze. Mało odważnej odwadze.
Artykuł 23 Kodeksu cywilnego po prostu jest. I tyle. Ludzie, którzy mają szacunek do słowa, nie muszą wiedzieć, że jest.
Ocenę skuteczności takiego czy innego stylu prowadzenia kampanii zostawmy do jej zakończenia. Styl może się zmienić. Ważne, żeby zawsze był w dobrym STYLU.
Bernard ciepło (cierpko) zauważa: „Żaden przedsiębiorca nie zdoła do wyborów zrobić papierów nauczyciela.” To dobrze. I tak jest nas ujawnionych kandydatów – byłych nauczycieli – dużo (100%). Znam przykłady – nie tak odległe czasowo i terytorialnie – kiedy to przedsiębiorcy kierujący pewnym samorządem powiatowym pozostawili po sobie jeno płacz (i śmiech). Naprawdę, Baldurze.
Nie odpowiadam za to, co dzieje się w mojej partii. Podobnie za poziom języka w internetowych dyskusjach. Mimo że jedno (PO) i drugie (kultura języka) jest mi bliskie.
Kminku, dzięki za radę. Bieg na długim dystansie charakteryzuje się tym, że trzeba dobrze rozłożyć siły. Może dlatego biegnę tak rozważnie, aby przycisnąć na finiszu?
Być może „kobitki wolą fajterów niż grzecznych chłopców”. Ale ja będę zabiegał o wyborców. Nie o kobitki.
Jegomość chce kampanii rzeczowej kampanii, opartej na argumentach, ale jednocześnie na krytyce przeciwnika; krytyce opartej na faktach. Żeby prowadzić taką krytykę, trzeba znać fakty. Ja znam. Nie zawiedziesz się.
O dupie i kupie rozmawiał nie będę. To kwestia gustu, a przecież de gustibus non disputandum (est – zresztą).
I na koniec o falstarcie.
Lepszy falstart niż brak startu. Inni go nawet nie zadeklarowali. Jeden o nim… myśli (wiem, że się namyślił).
Wyjątkowo (?) zgadzam się z Bernardem: jestem PIERWSZY. Coraz więcej osób wie, że jestem NUDNY.
NUDZĘ, ALE… JESTEM!
PS. To nie koniec strategii stratega
Dariusz Kwaśniewski
Dziękuję tym, którzy tak czy siak życzyli mi powodzenia

07/03/2010 o 01:19

Trytonie,

nie wiem, czym sobie zasłużyłem ma Perseusza, ale odpowiada mi bardziej niż perseida (perseidy). Więc zgoda – więcej dystansu.
Hegemonie,
fakt „średnia” (średnia arytmetyczna w szczególności) nie jest daną specjalnie rzetelną. Posługuję się nią jedynie w zestawieniu z medianą i modalną.
Więc zgoda – ostrożniej z uogólnieniami. Wszak „każde uogólnienie jest nieprawdą” (jak mawiał Czesław Miłosz).
Julianie,
mój serdeczny kolega mawia: „Zmień informatorów albo przynajmniej przestań im płacić”.
Nie miałem – jak dotąd – przyjemności (?) kąpać się w kliczkowskim basenie. Nie znam więc towarzystwa, nie wiem, czy woda ciepła. Warto spróbować?
PS. Program ekonomiczny to może zbyt górnolotne określenie, ale przyjdzie czas na rozmowę o warunkach i czynnikach rozwoju gospodarczego miasta.
Ciotko Rozalio,
subtelną ironię z pierwszej części tekstu pominę. Komentowanie ironii grozi sarkazmem. A tego nie lubię.
Pomijając akademickie dysputy dotyczące teorii zarządzania w ogóle (w tym problematykę tzw. „dobrego rządzenia”), odpowiem krótko. Różnica między rządzeniem a zarządzaniem jest – moim zdaniem – fundamentalna. Rządzenie kojarzy się z arbitralnością, uznaniowością, podejmowaniem decyzji bez konsultacji, skłonnością do podejmowania decyzji niemerytorycznych, politykowaniem (a właściwie politykierstwem), nieszukaniem porozumienia, przekonaniem o nieomylności rządzącego. Zarządzanie akcentuje wartość pracy zespołowej, zmierza do wykorzystania „mądrości innych”, zabiega o powstanie efektu synergii. Zarządzanie ceni wyżej niż rządzenie rolę motywacji. Jest wolne od nieuzasadnionego politykowania. Osoba, która zarządza, częściej podejmuje decyzje z myślą o dobru innych niż osoba, która rządzi. To tak z grubsza. Myślę, ze moja intencja jest już czytelna.
Dobranoc i pozdrawiam wszystkich – dk

A na koniec pozwalam sobie wkleić komentarz jednego z internautów – Dionizosa. Uwielbiam jego styl  i… pozdrawiam jako Perseusz, obiecując, że tekstów będzie dostatek!

  1. Dionizos pisze:

05/06/2010 o 12:26

Kiedy już prawie dane mi było uwierzyć, że Perseusz Etatowski zniknął z przedwyborczej gry albo przez zatopienie [ powódź wciąż szaleje] albo przysypany gruzem z remontowanych bolesławieckich ulic, oczom moim ukazał się felieton. Nie powiem – dobrze mi on zrobił na duszy. Etatowski żyje i pisze. Może niebawem i nas odwiedzi. Futrzaki już wróciły z długiej podróży, przebudzone na dobre -mają się nieźle , gotowe do pracy. Ale co tu komentować ?
Perseusz pisuje za mało. Czas tymczasem mija, niebawem wakacje. Ja swojego laptopoka na basen nie zabiorę , na grilu też nie czytuję elektronicznych felietonów. Dlatego mam nadzieję , że do wakacji dane będzie się wirtualnie spotkać. Przedruk felietonu do gazety w okresie grili i ognisk jest niebezpieczny. Proszę więc Perseuszu zadbaj trochę Waćpan o morale wyborcy i pisz…pisz, zapamietuj się w świadomości internauty.

Nr 1: debiut na Istotnych informacjach – 26 lutego 2010 r.

Jestem zadowolony z tego „debiutu”. Temat został wyświetlony prawie 16.000 razy !!! I niech ktoś podważy siłę Internetu. Ukazało się – do dziś – ponad 300 komentarzy do tekstu Krzysztofa Gwizdały (i wywiadu).
Oto wybór tekstów z tamtych dni.

„Kwaśniewski kandyduje, Roman komentuje” […]

2010-02-26, 01:50 - 15991 wyświetleń

Dariusz Kwaśniewski jest oficjalnym kandydatem Platformy Obywatelskiej na prezydenta Bolesławca. Jest pierwszym, który poinformował publicznie o swoim starcie w wyborach. Zapewnia, że kampania nie będzie krwawa. Ma być oparta na argumentach, a nie na emocjach. Zobacz nasz program „Na światło dzienne”.

Dariusz Kwaśniewski został wybrany na przewodniczącego koła miejskiego Platformy Obywatelskiej i oficjalnie został rekomendowany przez partię na kandydata na prezydenta. Kwaśniewski chciałby dotrzeć do osób popierających PO, którzy mają dość politycznego show i są zawiedzeni lub zniechęceni dotychczasowymi rządami Piotra Romana.

Kandydat Platformy zamierza prowadzić swoją kampanię jako strateg, a nie wódz Hunów, który z hordą dzikusów będzie niszczył przeciwników. Ma być to partia szachów, a nie krwawe igrzyska. Oczywiście Kwaśniewski zastrzega, że nie można przewidzieć tego, co stanie się podczas kampanii. Uważa, że z Piotrem Romanem zetrze się w drugiej turze. O obecnym prezydencie wypowiada się z szacunkiem, ale i z pewnością własnej wygranej.
– Tak, myślę o starcie w wyborach – zadeklarował w rozmowie z nami prezydent Piotr Roman.

Piotr Roman również zadeklarował nam dziś, że startuje w wyborach:
– Tak, myślę o starcie w wyborach. Gratuluję Dariuszowi Kwaśniewskiemu zaufania i wyboru ze strony Platformy Obywatelskiej. Myślę, że trzeba pogratulować, ale jednocześnie z przyczyn oczywistych, nie życzę mu sukcesu. Wszystkich kandydatów traktuję nie jako przeciwników, a jako konkurentów. Chciałbym, aby walka wyborcza była czysta, natomiast jak będzie, zobaczymy. Nie jestem zaskoczony kandydaturą Dariusza Kwaśniewskiego, bo była już o tym mowa, między innymi na portalach internetowych. Kwaśniewski jest osobą znaczącą w Powiecie.

Na pytanie, czy prezydent zadowolony jest z wyników ankiety przeprowadzonej na naszym portalu, Piotr Roman odpowiedział:
– To jest bardzo miłe, że czytelnicy portalu IstotneInformacje.pl głosują na mnie. Jest jeszcze dużo czasu. Przede mną osiem, czy dziewięć miesięcy ciężkiej pracy.

W związku z deklaracjami dwóch najpoważniejszych kandydatów na stanowisko prezydenta można śmiało powiedzieć, że dziś rozpoczęła się oficjalna kampania. Naszych czytelników będziemy informować na bieżąco o jej przebiegu.

(informacja Grażyna Hanaf i Krzysztof Gwizdała)

Opinie czytelników (304)

A oto niektóre z moich odpowiedzi na forum:

Szanowni internauci!
2010-02-27, 12:09

Szanowni internauci!

I do napisania i do zobaczenia – Darek Kwaśniewski

Przeczytałem z uwagą wszystkie Państwa głosy. Wierzcie mi: erystyka, socjotechnika, mowa ciała, znaczenie krawatu i inne czary-mary nie są mi obce. Przyjaciele (nazwę ich tak zamiast określenia „sztabowcy”) odradzali mi tę wizytę późnym wieczorem po dniu, w którym uczestniczyłem w kilkugodzinnej sesji w powiecie i trzygodzinnym walnym zebraniu członków Platformy. Ale dałem słowo Krzysztofowi Gwizdale, że w tym dniu odwiedzę jego studio. Więc dotrzymałem słowa. Kandydat na prezydenta musi zawsze dotrzymywać słowa. Prezydent też. Tak twierdzę.

Zgadzam się, że w programie nie powiedziałem wszystkiego, czego chcielibyście od kandydata na prezydenta usłyszeć. Świadomie. Jeśli ogłoszenie o kandydowaniu uznamy za małe „trzęsienie ziemi”, to w dalszej kampanii obiecuję stopniowy wzrost napięcia. I to nie z powodu „haków”, tylko kolejnych odsłon rzeczowej rozmowy o Bolesławcu, naszym mieście.

Już dziś zapowiadam Państwu cykl spotkań, na które właśnie wszystkich zapraszam. Ich efektem będzie wydyskutowany „pomysł na Bolesławiec”; na tych spotkaniach powstanie ostateczny program rozwoju miasta, w którym chcemy mieszkać, uczyć się, pracować, wypoczywać, bawić. Wiadomo, że co dwie głowy to nie jedna, co dwadzieścia to nie dwie. Nikt nie wie wszystkiego najlepiej, więc będę rozmawiał: z przedsiębiorcami, samorządowcami, nauczycielami; ludźmi, dla których kultura czy sport są pasją. Którzy czują, myślą, są przekonani, że Bolesławiec może być LEPSZY. I że warto spróbować takim go uczynić.

Proszę, byście brali w nich udział. O ich terminie, tematyce i konwencji będę Was informował za pośrednictwem lokalnych mediów. Co więcej, zaproszę je na te spotkania. Może przyjdą?

Dziś chcę i mogę powiedzieć tyle:

Bolesławiec to przede wszystkim ludzie. Inwestycje to nie tylko mury, asfalt i fontanny. Inwestowanie w ludzi – młodych i starszych – jest równie ważne. I w ostatnich latach zaniedbane. Niestety. Zarządzanie jest efektywniejsze niż rządzenie. Im więcej aktywnych, zaangażowanych w życie miasta osób, tym lepiej. Dobrzy urzędnicy są niezbędni, ale często mieszkańcy mają lepsze pomysły niż oni – to dlatego powstała Gliniada i fenomen Concordii. Partnerstwo, współpraca jest lepsze niż konflikt i „zamknięcie”. Siły Bolesławca należy szukać również poza nim samym – związki wielu, np. sąsiadujących ze sobą gmin czy miast – mogą zrobić dla wszystkich więcej niż każde z nich z osobna. Synergia jest niezbędna. Energia i entuzjazm zamiast wyrachowania i politykierstwa. Potencjał tkwi w nas samych. Trzeba wykorzystać potencjał każdego bolesławianina – nie tylko tych z mojej partii, z mojej koalicji czy z mojego podwórka.

Bolesławiec to przede wszystkim ludzie. Niech więc bolesławianie decydują o sobie.

Stary Satyrze
2010-02-28, 00:19

A na dobranoc mały „nocny misz-masz”:
Stary Satyrze,
wielu kandydatów startuje w wyborach prezydenckich dla picu, mimo iż wiedzą, ze nie mają szans na wygraną. Choćby po to, by się „lansować” czy zdobyć „pozycję w swojej formacji”. Ja nie muszę. Właśnie zostałem przewodniczącym bolesławieckiej PO. Startuję, by wygrać. Wiem, że nadchodzące miesiące będą w związku z tą decyzją trudne. Naczytam się np. o sobie wielu nieprawdziwych i przykrych rzeczy w necie. Wielu anonimowych internautów, korzystając z kuszącej bezkarności, będzie mnie flekować. Po co by mi to było, gdybym poważnie nie traktował tej próby? Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że startuję, by wygrać. Zapytaj któregoś z nich, choćby Piotra Romana.
Oświadczam więc po raz ostatni – nie startuję dla picu, startuję, by wygrać.

Do Miasta
2010-02-27, 17:48

Piszesz: „To nie będą wybory kandydatów. To będą wybory zwolenników infrastruktury przeciwko zwolennikom lepszego bytu mieszkańców”.
Nie przeciwstawiam inwestycji infrastrukturalnych inwestycjom w ludzi. Będę mówił o jednych i drugich. I o właściwych między nimi proporcjach.

Sławku Borewiczu
2010-02-26, 13:38

Piszesz: „W tym mieście jest potrzebny człowiek, który ma łeb do interesów. Ktoś kto pociągnie to miasto jak własną firmę i będzie nią kierował z pełną odpowiedzialnością. Myślę, że ani roman ani kwaśniewski nie są takimi ludźmi”.
Gdyby Twoje rozumowanie było „oczywistą oczywistością” prezydentem RP powinien być p. Gudzowaty a premierem Polski np. p. Kulczyk. Są?

Orionie
2010-02-26, 11:16

Nie wiem, co obecny prezydent myśli o porównaniu z koniem. Wierz mi, nie jestem owieczką. Oj nie.
I nie boję się porażki, o czym pisałem nieco wyżej. Nie zakładam jej.
PS. Czy jesteś Orionem 23 sprzed 4 lat?

Misio
2010-02-26, 12:39

Uczę się całe życie. Dzięki za bezcenne wskazówki. Będę pamiętał i o treści, i o formie.
PS. Czy jesteś tą osobą, która namawiała mnie na czerwony krawat?

Wyborco
2010-02-26, 14:25

Jeśli uważasz, że jestem „bidulkiem” (ładne określenie zresztą) bez pomysłu na siebie i miasto, to możesz spać spokojnie. Bolesławiec nie zginie! Bidulek nie będzie miał okazji dobić naszego kwitnącego miasta.
Pani Agnieszko Węgrzyn,
odpisali już Pani inni, tłumacząc niezrozumianą intencję, ale ponieważ poczuła się Pani urażona (nawet jeśli nie było przyczyny), to jeszcze raz zaznaczam:
Nikogo spośród bolesławian nie nazwałem Hunem. Zrobię wszystko, aby naszego miasta nie opadli!

I na koniec mój ulubiony (jak na razie) internauta, który podpisuje się…

Darek porażka
2010-02-27, 11:49 / 13:45

Życzysz mi POkaźnej przegranej, a ja Cię POtężnie zawiodę.

Dobranoc wszystkim.
PS. Przepraszam tych, którym nie zdążyłem dziś odpisać. Uczynię to tak szybko, jak tylko dam radę.
Może jutro wieczorem.

Dopisano: 2010-02-28, 00:21

Alfredzie,

A jak nie napiszą wyjaśnień w NJ, to znaczy, że napisali prawdę? Ciekawe rozumowanie. Ale dziękuję za podziękowanie. PS. Napiszą.

Dopisano: 2010-02-28, 00:26

Stary Satyrze z godziny 0.03

Biegałem kiedyś trochę. Tak od 1.500 m do 10 kilometrów.
I wiesz, jak kończyli koledzy, którzy – biegnąc na „dychę” – ruszali z prędkością jak na 100 metrów?
Umierali po drodze.

PS. Zanim zostałem polonistą, dużo czytałem. Klasyka, któego przywołujesz, też. Stoi sobie na półce zakurzony. Odkurzyć?

Najlepsze przed nami. Dalsza rozmowa o Bolesławcu.
Raz jeszcze pozdrawiam i do zobaczenia oraz do napisania!

Stary Satyrze,
2010-03-01, 00:19

Stary Satyrze,
postanowiłem odpocząć w niedzielę od Internetu i – jak się domyślałem – złych słów, które w nim znajdę. Bo niedziela. Ale nadszedł poniedziałek, zerknąłem i krótko odpiszę.
Przywołanie słynnego przemówienia ministra Becka w kontekście poruszonego wątku „naruszonego honoru Platformy” jest – moim zdaniem – zabiegiem nie tyle efektownym, ile efekciarskim. Ale to tak przy okazji.

Wypowiedź Wiesława Ogrodnika – zastępcy obecnego prezydenta – jest moim zdaniem skandaliczna. I mówiłem o tym publicznie. Prawnicy orzekli jednak, że – biorąc pod uwagę brutalizację języka w dzisiejszym języku publicznym – słowa przez niego wypowiedziane (cytuję: „Aczkolwiek z drugiej strony, mówiąc o tej prywacie, przykład idzie z góry. Pewnie nieprzypadkowo jest pan w klubie Platformy Obywatelskiej”) nie dają gwarancji wygrania sprawy sądowej. Cóż, upadek obyczajów, chamstwo zamiast kultury języka i powszechne przyzwolenie na traktowanie języka jako narzędzia agresji a nie komunikacji zrobiły swoje.
Cezariusz Rudyk zwrócił uwagę obecnemu prezydentowi, że jego zastępca powinien za te słowa przeprosić. Ale nie doczekaliśmy się przeprosin. I pamiętamy o tym. Jestem przekonany, że przyjdzie z czasem autorowi tych słów za nie zapłacić. Bo ludzie są mądrzy. I pamiętają, że za pensję z-cy prezydenta, na którą się przecież składają, płacąc podatki, powinien się raczej zająć sprawami, które mu pracodawca zlecił. Bo ma pracować, a nie politykować (w godzinach pracy). Im więcej takich zachowań, tym łatwiej będzie nam wygrać wybory. Więc może nie powinienem im tego uświadamiać…
Mam nadzieję, że podzielają Państwo moje zdanie.

Poziom refleksji Pani Agnieszki i Alfreda nt. honoru jest taki, że idę spać. Jak się położę, to może go dostrzegę.

Hegemonie,
2010-03-01, 21:00

Szanowni Państwo,
Hegemonie,
piszesz, że „Internet (a już szczególnie fora internetowe ) jest bardzo niewdzięcznym medium”. Przekonałem się o tym w kilku ostatnich latach wielokrotnie, ale decyzję o tej formie rozmowy z Wami podjąłem, mając tę świadomość.
Postów jest dużo i pozwalają mi zorientować się, które z tematów dotyczących naszego miasta (przede wszystkim miasta, bo przecież dużo mniej mnie samego) najbardziej Was interesują. Przedstawiłem Wam moją propozycję na prowadzenie kampanii – dyskusja, rzeczowa rozmowa, porównanie – w najbliższym czasie – pomysłów na Bolesławiec (zwanych uczenie programami wyborczymi) konkurujących ze sobą kandydatów. Konkurujących, nie walczących ze sobą.

Kampania wyborcza? Ta oficjalna trwa około trzy miesiące i rozpocznie się z końcem wakacji. Wtedy nadejdzie czas plakatów, banerów, reklam w mediach wszelakich, wieców i spotkań z mieszkańcami.
Jeśli zdecydowałem się tak wcześnie ogłosić decyzję o starcie w wyborach prezydenckich, to po to, byśmy mieli więcej czasu na tę „wymianę myśli”. Ona najczęściej jest dobra i pożyteczna. Czy będzie dobra tym razem, zdecydujecie Wy sami.

Czy osiągnąłem swoje cele przyjmując zaproszenie Krzysztofa Gwizdały? Tak. Wykorzystam wasze pytania i rady, dopracowując w najbliższych miesiącach nasz program. Zresztą będę Was – jak mówiłem – wielokrotnie do dyskusji o nim zapraszał. Dotarłem do sporej grupy mieszkańców. Dla wielu z nich przestałem być „Człowiekiem w masce”, który podobno istnieje, ale nikt nie wie, kim jest. Wywiad i tekst o nim już w czwartym dniu ma blisko 7000 wyświetleń. „Człowiek w masce” przestaje być anonimowy. Może na razie wydaje się „nudny”,… ale JEST!
A jeśli w którymś momencie przestanie być nudny? Kto wie…

PS. Zgrywam wszystkie Państwa posty. Grupuję je tematycznie i do końca tygodnia udzielę odpowiedzi. Wtedy się z Państwem „pożegnam” i zaproponuję inne formy kontaktu. Bo – co oczywiste – bardzo mi na nim zależy. Do piątku.

PS1. ~Piarowcu 2010-03-01, 15:48
Dziękuję za wypowiedź. Może jeszcze Cię przekonam!

Bolesławiec
2010-03-07, 16:06

Witam serdecznie, przepraszam za opóźnienie.
Odpowiadając odnoszę się do poruszonych tematów – nie wypowiedzi poszczególnych osób, bo wiele zagadnień (problemów się powtarza). Uwaga: tekst wrzucam częściami, bo w całości byłby nie do przeczytania!

1. Zamierzam wygrać wybory z obecnym prezydentem Bolesławca. To dlatego rozpoczynam dyskusję z Państwem już dziś. W czasie kampanii moglibyśmy nie zdążyć, bo wtedy może nie być czasu na dyskusję w ogóle. Mam nadzieję, że mój kontrkandydat włączy się w którymś momencie do tej dyskusji. Publiczna rozmowa o Bolesławcu na pewno miastu nie zaszkodzi.

2. Temat „obciążeń fiskalnych dla przedsiębiorców” (czy szerzej podatków lokalnych) jest tematem złożonym. Dlatego poświęcimy mu jeden z pierwszych paneli i upublicznionych fragmentów programu (który roboczo nazywamy w tej chwili „Rozwój gospodarczy dla nowych miejsc pracy i wzrostu dobrobytu”). Dziś powiem tak. Podatki i opłaty lokalne składają się na dochody gminy, tworząc jej budżet, który „służy mieszkańcom”. Dlatego są i muszą być (fakt, że obciążenie nimi przedsiębiorców jest największe). Ale istnieje możliwość pozyskania dodatkowych środków finansowych do budżetu (np. w ramach tzw. „projektów miękkich z POKLu) przeznaczonych na realizację wydatków bieżących, np. związanych z realizacją przez gminę zadań własnych (przedszkola, szkoły), które spowodują, że wydatki te nie będą musiały być równoważone zwiększonymi dochodami. Np. pochodzącymi… z podatków lokalnych. Wszystko zależy od przyjętej polityki budżetowej. Krótko pisząc: jak mogę wydać mniej „swoich pieniędzy” (bo część mam „z zewnątrz”), to mogę ich – teoretycznie – mniej mieć. To w ogromnym skrócie.
(Uwaga: za chwilę cz. II – post jest za długi)
dk

Dopisano: 2010-03-07, 16:08

Odpowiadam, cz. II

Czyli garść przemyśleń, które zaprzątają nam głowę, gdy dyskutujemy o w/w kwestiach:

Podatki w Bolesławcu w dużej części pochodzą od drobnych przedsiębiorców , bowiem duże sieci handlowe i firmy w strefie korzystają z preferencji i pomocy publicznej miasta.

• Jedynie firma Bader w ubiegłym roku jako jedyna skorzystała z pomocy de minimis – ulga w lokalnych podatkach po wybudowaniu kolejnej hali i zwiększeniu zatrudnienia.
• Lepiej działać może „miejskie” Centrum Wspierania Przedsiębiorczości i skuteczniej prowadzić akcję informacyjną dla przedsiębiorców.
• Fiskalizm miasta jest nieprzyjazny dla przedsiębiorców. Przykład – Bogdan Nowak, który w trakcie budowy i renowacji „Piwnicy Paryskiej” musiał płacić miesięcznie duże podatki od działalności – prezydent go nie zwolnił od płacenia podatków.
• Prezydent ma prawo odroczyć lub zwolnić przedsiębiorców od płacenia podatków od działalności gospodarczej. Korzysta z tego prawa wybiórczo.
• Dla lokalnych przedsiębiorców nie jest największym problemem poziom lokalnych podatków, bo nie są one najwyższe w województwie (choć najniższe też nie); problemem dla przedsiębiorców są nieczytelne zasady udzielania zwolnień i odroczeń od płacenia lokalnych podatków.
• Problemem dla przedsiębiorców są subiektywne decyzje podejmowane przez urzędników. Szczególnie w stosunku do przedsiębiorców , którzy są dojną krową miasta.
• Bez zwolnień podatkowych i odroczeń płatności – w sytuacji przejściowych trudności – dochodzi do upadłości lokalnych „małych przedsiębiorstw” (autostrada, mniej osób korzystających z usług drobnych przedsiębiorców
• Co na pewno mozna zrobić już dziś?
• poprawić uchwałę Rady Miasta Bolesławiec w sprawie pomocy de minimis dla przedsiębiorców aby większa liczba przedsiębiorców mogła z niej skorzystać,
• wprowadzić czytelne zasady odroczeń i zwolnień w płatności podatków od nieruchomości dla przedsiębiorców – takie same dla małych i dużych przedsiębiorstw,

• wprowadzić bezwzględną zasadę indywidualnej odpowiedzialności urzędników podejmujących decyzje w sprawie „pomocy dla przedsiębiorców” – nie dopuszczać do jakichkolwiek dowolności interpretacyjnych urzędników.

Za chwilę ciąg dalszy, m.in. stosunek urzędników do przedsiębiorców.

Dopisano: 2010-03-07, 16:52

Odpowiadam…

1. Stosunek administracji (czy inaczej – urzędników) do przedsiębiorców i mieszkańców:
Wszystkie osoby, które otrzymują wynagrodzenie z budżetu (pracownicy „budżetówki”), MUSZĄ mieć świadomość, że ich pensja jest pochodną podatków płaconych przez mieszkańców. Niby truizm, ale – jak wiadomo – truizmy trzeba sobie ciągle uświadamiać. Znaczy to, że urzędnicy (ale też nauczyciele czy lekarze naszego szpitala) muszą dbać o mieszkańców, bo pracują tam, gdzie pracują, właśnie dlatego, że… mieszkańcy SĄ.
Dotyczy to również prezydenta, jego zastępców czy etatowych członków zarządu. Ja o tym pamiętam i traktuję to jako zobowiązanie.

Podsumowując: moim zdaniem, większość bolesławieckich urzędników (i w urzędzie miasta , i w starostwie) zdaje sobie z tego sprawę. Innym należy to przypomnieć. Jeśli mieszkańcy płacą podatki po to, by miasto mogło istnieć i sprawnie funkcjonować, to urzędnicy – w ramach swoich kompetencji i odpowiedzialności – muszą dbać o jak najlepsze funkcjonowanie Bolesławca. Łaski nie robią. Biorą za to Co więcej, powinno im to sprawiać przyjemność (i większosći sprawia).

2. Odnosząc się do rozważań nt. „prezydentem powinien być – cytuję „człowiek, który ma łeb do interesów, […] ani Roman, ani Kwaśniewski nie są takimi ludźmi”, odpowiem: nikt nikomu nie broni startować. Ani byłym nauczycielom, ani nauczycielom, ani przedsiębiorcom. Zapraszam. Dialog i konkurencja jeszcze nikomu i niczemu nie zaszkodziły.

Watek: budżet, WPI i budowanie
2010-03-07, 18:53

Wątek: budżet, WPI i budowanie…

A teraz przemyślenia nt. „co by Pan (czytaj Platforma Obywatelska) chciał w Bolesławcu wybudować”.
Proszę mi wierzyć (a w zasadzie – proszę nam wierzyć), że kolejne budżety miasta oraz miejski WPI to jedne z naszych ulubionych lektur. Naszym „wysuniętym ramieniem oddziaływania na najważniejsze sprawy miasta” jest Cezariusz Rudyk – przewodniczący klubu radnych PO. Przedstawia on na sesjach rady miasta nasze poglądy nt. podejmowanych przez obecną władzę działań. Ale – jak Państwo wiedzą – arytmetyka w radzie miasta jest nieubłagana. W „mieście” z opozycją się nie rozmawia. Częściej stara się jej dokuczyć lub obrazić (przykłady znane choćby z Internetu; w Azart-Sacie, „naszej samorządowej” telewizji, jakoś tak rzadziej je widać). Na razie to standard w lokalno-miejskiej „polityce”. Zobaczymy…

Przypominają nam niektórzy internauci, że obecny prezydent to – znów cytuję –„wielki budowniczy infrastruktury, zastał Bolesławiec zrujnowany a pozostawi odbudowany”. Podkreślają, że „basen zaczyna się budować, zaraz rusza Dom Spokojnej Starości, następnie mamy już na ukończeniu Międzynarodowe Centrum Ceramiki, kino Orzeł będzie […]”. Wszystko to prawda, nikt temu nie zaprzecza: wielki gmach przy kinie „Forum” powstaje (nawet domyślamy się, po co), przenośne lodowisko cieszy się z panujących mrozów (a to je rozłożymy, a to je złożymy z powrotem – podatnik wszystko wytrzyma), dziura w ziemi na Placu Popiełuszki jest
(basen fajna sprawa, ale czy koniecznie musiał powstać w tym miejscu?), itp., itd., ale… No właśnie jest kilka „ale”.
„ALE”, o których w najbliższych miesiącach (tak, tak – to poważne kwestie, więc musi to trwać) będziemy dyskutować. Muszą mieć Państwo świadomość, że nie chciałem i nie chcę (bo to niemożliwe) opowiedzieć i opisać Państwu wszystkich naszych propozycji JUŻ! Wieloletni Program Inwestycyjny naszego miasta zawiera 41 pozycji, więc jego omówienie i przedstawienie zajmie nam trochę czasu. Ale zdążymy. To właśnie w tym celu ROZPOCZĘLIŚMY DYSKUSJĘ O BOLESŁAWCU tak wcześnie. Na pół roku przed rozpoczęciem ustawowej kampanii.

Aby mieli Państwo świadomość, o czym będzie mowa, kilka refleksji i pytań:
1. Trudno się dziwić, że w mieście „coś się buduje”. Obecny prezydent rządzi nami już ósmy rok. Byłoby dziwne, gdyby nic nie zostało wybudowane. Rzecz w tym: co, gdzie, kiedy i za ile.
2. Tezę, że obecny prezydent „wielkim budowniczym jest”, zestawić powinniśmy z inną: że miasto (czyli MY!) zostało zadłużone na wiele lat. I możliwość budowania „kolejnych pomników władzy” (określenie dość złośliwe, ale często przywoływane) będzie znacznie ograniczona. Czy rzeczywiście, zadłużając miasto tak znacznie, zainwestowaliśmy pieniądze w sprawy najpotrzebniejsze? Czy oświetlenie rynku, w którym po zapadnięciu zmroku (a wtedy widać efekty…) nie ma turystów, nie jest trochę przysłowiowym kwiatkiem do kożucha? Czy…?
3. Trochę liczb: deficyt tego roku to 23.883.502 zł; kwota zadłużenia miasta na 01.01.2010 – 47.265.567 zł, natomiast na 31.12.2010 – 70.999.069 zł . W prognozie długu budżetu wyczytać możemy, że zadłużenie miasta osiągnie niekomfortowy dla nas poziom: w bieżącym roku 54,18% (dopuszczalny poziom – przypomnę – 60%).
Czy twierdzę, że WSZYSTKO, co robiła w mieście obecna władza, jest „be”? Nie, ale WIELE jest „be”, więc będzie o czym rozmawiać.
Są sprawy, którym należy się spokojnie przyjrzeć. W Państwa obecności. Mam nadzieję, że weźmiecie udział w potrzebnej Bolesławcowi dyskusji o Bolesławcu.
Jest alternatywa: albo dyskutować, albo szydzić.
Wybór należy do Ciebie.

Dopisano: 2010-03-07, 19:02

Alfredzie,

każda wymiana myśli służy myśleniu.
Mam nadzieję, że będziesz cierpliwy i nie zrezygnujesz z naszego kilkumiesięcznego dialogu.
PS. Słucham, zapamiętuję, wykorzystam.

O schronisku dla zwierząt
2010-03-07, 21:28

O schronisku dla zwierząt…

Każda Jednostka Samorządu Terytorialnego (np. gmina lub powiat), realizując przypisane ustawowo zadania, wybiera najlepszą formę jego realizacji. Warto, wybierając tę formę, porozumieć się z tymi, którzy a danej sprawie mają dużo do powiedzenia. W tym wypadku – z Państwa stowarzyszeniem (jak się domyślam). Znam Państwa problemy i uważam, że źle się stało, że prezydent nie znalazł w sobie woli wypracowania kompromisu. Pisałem już o tym, ze zawsze trzeba szukać tego, co łączy, a nie dzieli. Nie wykazywać zniecierpliwienia, uznając, że wie się najlepiej. Do kwestii podjęcia uchwały w sprawie ochrony zwierząt trzeba koniecznie wrócić.
Sam mam dwa koty (przygarniętą mamę i jedno z kociąt). Trzy udało się nam przekazać w ręce fajnych ludzi, ale podjęliśmy też decyzję o sterylizacji kotki. Nie mam sprecyzowanego zdania (nie znam się!), jak najlepiej rozwiązać problemy bezdomnych zwierząt. Dlatego też bardzo chętnie się z Państwem spotkam i porozmawiam. Nie chciałbym składać deklaracji bez zapoznania się z problemem.
Proszę o kontakt poza portalem. Mój mejl: d_kwasniewski@op.pl
Pozdrawiam.

O młodych
2010-03-07, 22:16

I kończąc…
O młodych…

Poświęciłem młodym i młodszym 10 lat życia. Fantastyczne doświadczenia. Uczyłem ich myśleć, wypowiadać to, co pomyślane, i zapisywać wypowiedziane. Starałem się ich uczyć odróżniania dobra od zła. Mówiłem o najważniejszych wartościach, podsuwając im a to Horacego, a to teksty Perfectu. I setki innych tekstów. Raz wychodziło a raz – nie. Jak w życiu.

1. Jacy powinni być młodzi Polacy? Odpowiedzialni, nastawieni na budowanie a nie burzenie, pewni swoich możliwości, konsekwentni.
Niestety, nie wszyscy członkowie bolesławieckiej SMD posiadają wszystkie te cechy. Dowodem jest konflikt w strukturach regionalnych stowarzyszenia, do którego „nasza” młodzieżówka się przyczyniła. Kto sieje wiatr, zbiera burzę. Dopóki liderzy SMD w Bolesławcu tego nie zrozumieją, nie będę ich wspierał. Inna rzecz, że zamierzam się spotkać z członkami SMD i spokojnie z nimi pomówić. Jeśli zechcą.
2. Jeden z bolesławieckich liderów SMD „złym człowiekiem jest”, dlatego „nie chce mi się z nim gadać”…
3. „Czy i w jaki sposób zamierza Pan wspierać młodych ludzi w wyborach samorządowych?”
Przygotować ich – wraz z moimi przyjaciółmi – do pełnienia funkcji radnego.
4. Moje poglądy polityczne? Takie jak dziś. Jestem w PO. Pierwsza i ostatnia partia. Nie byłem w żadnej okołosocjalistycznej czy jakiejś tam organizacji młodzieżowej (poza harcerstwem). Byłem działaczem „Solidarności” nauczycielskiej.
5. O roli młodzieżowych organizacji politycznych: potrzebne. Jak kto lubi, powinien działać jak najwcześniej. Ja wolałem koszykówkę.
6. Jak wyobrażam sobie kampanię bez wsparcia młodych ludzi? Liczę, że będzie. Choć nie chcę, aby udział młodych – a o to chyba chodzi w tym pytaniu – sprowadzał się jedynie do biegania z klejem i plakatami. Do tego młodzi nie są nam i mnie potrzebni. Może to załatwić bez nich.
7. Tak. Młodzi powinni mieć wpływ na to, co dzieje się w naszym mieście (powiecie i państwie). Ale w młodość nie jest automatycznie wpisana (podobnie jak w dorosłość) mądrość, rozwaga i takt. Jeśli ktoś jest młody i „dobry”, powinien być dostrzeżony i doceniony. Jeśli jest tylko młody – niekoniecznie.

PS. „Starsi” będą mnie wspierać. Niekoniecznie uczestnicząc w odpowiadaniu na internetowe pyskówki. Ja też – jak widać – skupiam się na postach, które coś wnoszą do dyskursu. I tyle.

Szanowni internauci
2010-03-07, 23:16

No i mogę iść spać…

Szanowni internauci,
starałem się odnieść do wszystkich – ważniejszych – poruszonych wątków. Poświęciłem Wam dużo czasu, bo Wy poświęciliście go mnie. Bieżącą – że tak się wyrażę – rozmowę proponuję przenieść i prowadzić na stronie bolesławieckiej Platformy: http://www.po.boleslawiec.org W połowie tygodnia będziemy na to gotowi. Proszę zadawać pytania, podpowiadać, o czym chcieliby Państwo rozmawiać.
Do innych portali wrócimy niebawem, proponując rozmowę na skonkretyzowane już i określone tematy. Odpowiadać będą obszarom programu, który tworzymy. Państwu pod rozwagę proponujemy nasz program z wyborów samorządowych roku 2006. Zobaczycie, co naszym zdaniem powinno się „zadziać” przez ostatnie 4 lata w mieście (gdzie rządzą konkurenci), a co w powiecie (którym zarządzamy my).
Dziękuję za wszystkie posty. Również za te, z których teoretycznie nie powinienem się cieszyć. Główny cel, który sobie założyłem, został osiągnięty – coraz więcej bolesławian dowiedziało się, że JEST PIERWSZY kandydat. Około 10500 odsłon tematu „Kwaśniewski kandydauje…” to świetny wynik!
Wielu bolesławian dowiedziało się, że jest ktoś, kto chce z nimi rozmawiać; spędzać wiele czasu na odpisywaniu na posty. To dużo. Wiem, że niektórych z Was nie przekonam. Wiem też, że niektórych – dzięki temu internetowemu dialogowi – tak.
A przyjdzie czas na spotkania „twarzą w twarz”.

Blogowanie… czas zacząć!

I się zaczyna!
Na pewno zapamiętam tę chwilę. Dziś rozpoczynam pisanie blogu. Dlaczego? Główne czy raczej bezpośrednie przyczyny są dwie. Po pierwsze – na przełomie lutego i marca br. zostałem oficjalnym kandydatem bolesławieckiej Platformy Obywatelskiej RP na prezydenta naszego miasta w tegorocznych wyborach samorządowych. Muszę więc dotrzeć z moim „pomysłem na Bolesławiec” (programem) do jak największej liczby mieszkańców. Co więcej – przekonać ich do siebie i do nas (PO). A Internet jest przecież medium, którego nie można lekceważyć. Po drugie – w lipcu spotkałem się z grupą młodych, aktywnych i fantastycznych ludzi, którzy mi zaproponowali: „Bierzemy kampanię internetową w swoje ręce!” Przystałem skwapliwie na propozycję, bo są w tej materii ode mnie… lepsi. A od lepszych trzeba się uczyć (całe życie!). I tak oto – poza klasyczną nk, na której byłem – znalazłem się na facebooku, twitterze…, no i mam blog. Jestem przekonany, że Internet – jako narzędzie – pomoże mi wygrać te wybory. Liczę też na pomoc internautów, w tym na moich młodych (ale jakże zdolnych) przyjaciół – członków bolesławieckiego koła Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci”: Arka, Marcina, Pawła, Adama, Tomka, Krzyśka i Grzegorza. Dzięki!
Aha, jeszcze jedna uwaga:
W pierwszych kilku wpisach postaram się przypomnieć moją dotychczasową „intenetową aktywność” okołowyborczą. Wkleję więc najważniejsze teksty, które już się ukazały i które dotyczą mojego kandydowania: będą to wywiady, moje odpowiedzi na posty forumowiczów (wybór – moim zdaniem – najistotniejszych) i felietony (mojego autorstwa – zresztą!).

Witam zatem raz jeszcze oficjalnie, pozdrawiam i zapraszam do dyskusji o naszym mieście, polityce, życiu i w ogóle.
Będzie się działo!