Gliniada 2010 – sukces partnerstwa i synergii

     Tegoroczna – czwarta już – edycja Gliniady za nami, w tym najbardziej oczekiwana „Parada z miłości do gliny”. Cieszę się, że została tak ciepło przyjęta przez tłumy oglądających ją osób – mieszkańców Bolesławca i turystów. Pierwsze rozmowy – prowadzone na gorąco z widzami i jej uczestnikami – utwierdziły mnie w przekonaniu, że warto. W mediach pojawiły się pozytywne opinie. Sukces.

Gliniadę” 2010 zorganizowaliśmy już w konwencji, do której zmierzamy – festiwalu sztuk wszelakich. Artystycznych różności dla wszystkich. Miejscem, w którym miała się koncentrować ta „kulturalna energia”, było „Miasteczko Glinoludów”. Dobrze, że powstało. Stworzyło w mieście – jak powiedział mi jeden z uczestników – „strefę radosnej twórczości i artystycznej wolności”. Dodam – rozsądnego luzu. Warsztaty, pokazy, występy, przygotowywanie strojów do parady, elektryzujące – szczególnie młodszych uczestników festiwalu – „Dźwięki miasta”, czyli rock, muzyka elektroniczna, reggae i hip–hop. A do tego dzieci bawiące się na najprawdziwszej… bolesławieckiej plaży. I całe rodziny współtworzące artystyczną atmosferę wydarzenia. Najważniejszym elementem – podsumowującym Gliniadę – była i jest oczywiście parada. Parada niezwykle widowiskowa i atrakcyjna będąca połączeniem tego, co zaplanowane (np. rzeszowscy akrobaci i orkiestra), i tego co… zaimprowizowane i stworzone przez samych uczestników parady. Bo – jak powtarzam, parafrazując kultowy dialog z „Rejsu” – uczestnik glinianej parady jest tworzywem, narzędziem i artystą jednocześnie. Reakcje oglądających korowód dowiodły, że artystyczny potencjał drzemiący w uczestnikach międzynarodowej parady jest wielki. Słowem – sukces!

Pisząc o Gliniadzie, chcę jednak podkreślić inny jej element – właściwość, o której mówię od dawna: wartość partnerstwa i współdziałania. Organizatorami Gliniady są bowiem Bolesławieckie Centrum Inicjatyw Lokalnych „Via Sudetica” (oraz dziesiątki fantastycznych młodych ludzi – wolontariuszy oraz osób wspierających stowarzyszenie) oraz Powiat Bolesławiecki. Stowarzyszenie i samorząd; aktywni mieszkańcy i otwarci na „nowe” urzędnicy. Z jednej strony inwencja i kreatywność, z drugiej – wsparcie organizacyjno-logistyczne i finansowe. A wspólny mianownik to zbieżne zadania statutowe partnerów: łącząca nas chęć działania na rzecz rozwoju kulturalnego oraz promocji miasta (powiatu). Są przedsięwzięcia, pomysły, idee, które wymyślić i poprowadzić mogą jedynie… artyści i pasjonaci. Są sprawy, których załatwienie jest dla urzędników „bułką z masłem” a sprostanie którym byłoby dla artystów prawdziwą drogą przez mękę. Dlatego solidarnie podzieliliśmy się rolami. I dlatego też suma ich (animatorów kultury) i naszych (urzędników) umiejętności stworzyła jakość, której osobno – mimo wielkich chęci – nie potrafilibyśmy stworzyć. Synergia. Wartość dodana. Ich efektem było tyle wspaniałych doznań i ciepłych emocji. Naprawdę warto współpracować.

Samorząd lokalny (gmina czy powiat) jest dla mieszkańców. Wzajemny szacunek i współpraca może wszystkim tylko służyć. Oddanie mieszkańcom współodpowiedzialności za rozwój miasta, włączenie ich w działania na rzecz – m.in. – sportu czy kultury, promowanie miasta poprzez ciekawych ludzi bądź ich inicjatywy to szansa na kolejne sukcesy. Mieszkańców i miasta. Bo… razem można więcej, po prostu.

Gliniada jest tego dowodem.

 

PS. Trzy wspomnienia parady:

1. Urzędnicy powiatowi w korowodzie…

2. Urzędnik o duszy artysty!

3. Artysta + urzędnicy = synergia, czyli Gliniada

Powiatowy „Orlik” a… lokalne „dziennikarstwo śledcze”

Co sądzić o piątku, który wypada „trzynastego”? Większość powie, że przynosi pecha, ale ostatnio było inaczej. Tego dnia – ja i starosta Cezary Przybylski – podpisaliśmy umowę o budowie powiatowego „Orlika”. „Feralny” piątek okazał się więc szczęśliwym piątkiem. W lokalnych mediach, w tym na stronie powiatu ( www.powiatboleslawiecki.pl), znalazły się relacje z tego wydarzenia, wiec nie będę ich streszczał. Podkreślę jedynie, że wykonawcą została wrocławska firma PROFI, która funkcjonuje na rynku już 8 lat i wybudowała do tej pory ponad 30 boisk tego typu. Powinno być więc dobrze. Cieszę się, że jest to już szósty „Orlik” w powiecie, a drugi – co cieszy mnie jeszcze bardziej! – w naszym mieście. Przyda się.

Kłopoty rzeczywiste…

Zdecydowaliśmy się powalczyć o „Orlika”, mimo że w tym roku powiat zaplanował i realizuje rekordową liczbę innych inwestycji (plan wydatków inwestycyjnych to blisko 30% wydatków budżetu w ogóle, co dla powiatu ziemskiego jest naprawdę dobrym wynikiem). O kasę – na tzw. wkład własny – nie było więc łatwo. Planując wydatki powiatu – podobnie jak w budżecie domowym – trzeba najczęściej dokonywać wyborów: jak robimy „coś”, to nie robimy ,,czegoś”. Znamy te dylematy z autopsji, np. jeśli remontujemy kuchnię, to nie jedziemy na wakacje. Jeśli więc mówić o jakichś rzeczywistych kłopotach związanych z „Orlikiem”, to dotyczyły one pieniędzy. „Kasa, Misiu, kasa!” – chciałoby się rzec. Samo przygotowanie wniosku, uzyskanie dofinansowania (w sumie 666.000 zł z ponad 1.100.000 zł, które wydamy na nasze boiska), przeprowadzenie przetargu i prowadzenie inwestycji to już dla nas (pracowników starostwa) standard. Choć wcześniej – przyznaję – było, hmm…, z tym różnie. Dość powiedzieć, że dwie pierwsze kadencje powiat nie miał nawet wydziału ds. inwestycji. Brrr, mroczna historia!

Kłopoty wymyślone, czyli fiasko „dziennikarstwa śledczego”

Dlaczego więc lokalny „dziennikarz śledczy” zamiast pisać o rzeczywistych kłopotach postanowił sobie kłopoty powiatu… wymyślić?  Zła wola czy wrodzone zamiłowanie do szukania dziury w całym? Pytania te pojawiły się w styczniu tego roku, gdy w jednym z periodyków z „szybkością” w nazwie  ukazał się – demaskujący naszą rzekomą nieudolność – artykuł.  Tytuł mocny: „Więcej szczęścia niż…”. Łatwo się domyślić… co po wielokropku. Przeczytałem tekst i powiedziałem współpracownikom, że szkoda czasu na „młócenie słomy” (polemikę z autorem wydumanego problemu). I dodałem, że – jak już będzie pewne, iż „Orlik” powstanie – pożyczymy autorowi zdrowia i… obiektywizmu w jego dziennikarskich zmaganiach.

Czas ten właśnie nadszedł, więc w imieniu własnym i moich pracowników szczere życzenia: „WIĘCEJ MYŚLENIA NIŻ… ŚLEDZENIA”.

I refleksja na koniec – wiadomo: jak pies pogryzie właściciela – nuda, jak właściciel pogryzie psa – jest o czym pisać! Pieskie życie mają… lokalni „dziennikarze śledczy”.

 

O wyborczych obiecankach i akademickim Bolesławcu …, czyli echa dyskusji z bolesławianami

Do wyborów przystępuje się po to, aby zostać wybranym, aby je wygrać.  Jeśli więc zostałem kandydatem Platformy Obywatelskiej w tegorocznych samorządowych wyborach prezydenckich, to powinienem zrobić wszystko, aby zostać prezydentem Bolesławca. I tu zaczyna się problem? Czy rzeczywiście WSZYSTKO? Bezpiecznie by było powiedzieć… PRAWIE wszystko. Ale PRAWIE – jak wiadomo – czyni wielką różnicę. Na co jestem gotów, aby zwiększyć swoje szanse; aby wygrać? Odpowiadam szczerze – zdecydowanie NIE NA WSZYSTKO! Nie będę faulował, wchodził butami w życie prywatne kontrkandydatów, nie będę zastraszał i podpalał mieszkań, nie będę kolekcjonował haków. I nie będę okłamywał… wyborców. Na przykład nie obiecam niczego, o czym wiem, że jest niemożliwe do osiągnięcia, do zrealizowania. Dlaczego? Bo nie lubię robić z gęby cholewy, bo wstydzę się mówić głupoty. Że niektórzy z kolegów nie będą zadowoleni z tego wyznania ? Że powiedzą: „Obecny prezydent obieca wszystko i zrobi wszystko, aby wygrać!” Trudno. Taki jestem i tyle.

Dlaczego taki wstęp – ktoś zapyta? Ano dlatego, że w kilku komentarzach pojawił się ciekawy wątek pt. „Bolesławiec ośrodkiem akademickim”. Temat ważny, więc zadeklarowałem, że do niego wrócę. I na „wejściu” refleksja – czy obiecać bolesławianom, że Bolesławiec – jeśli zostanę prezydentem – stanie się NA PEWNO ośrodkiem akademickim? Miejscem, w którym swoje filie utworzy renomowany uniwersytet  i/lub politechnika?

Odpowiem krótko – moim zdaniem, nikt, żaden z kandydatów, jeśli jest poważny, nie złoży takiej deklaracji. Ja nie składam.

Kilka faktów. Nie jest tajemnicą, że niż demograficzny jest zmorą nie tylko szkół ponadgimnazjalnych (o czym wiem doskonale, bo zarządzam nimi już 12 lat), ale też wyższych uczelni. Dość powiedzieć, że w tym roku akademickim mamy 40.000 maturzystów mniej niż przed rokiem! Czterdzieści tysięcy! A większość uczelni – mimo to – przygotowała oferty… z większą liczbą miejsc niż przed rokiem. Rozpoczęła się bezpardonowa walka o studenta. Liczy się „sztuka”, nawet kosztem poziomu. Co to znaczy?  Znaczy to tyle, że niektóre z uczelni wyższych już w październiku wpadną w potężne kłopoty. Zapewne te mniej oblegane, cieszące się mniejszą popularnością – przede wszystkim nieduże szkoły wyższe niepubliczne, jakich powstało w ostatnich kilkunastu latach bardzo wiele. A to jeszcze nic – najgorsze przed nami (a w zasadzie przed szkołami wyższymi). W strategii, która powstała na zamówienie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, napisano, że w roku 2025 (a więc już za 15 lat) liczba studentów osiągnie – uwaga! – 55% stanu z roku 2005. Takie są fakty. Znaczy to, że za 15 lat połowa szkół wyższych – obecnie funkcjonujących – przestanie istnieć. Zapewne zostanie uniwersytet (w tym ekonomiczny czy przyrodniczy) i politechnika we Wrocławiu, podobnie akademia medyczna. Ale losy wyższych szkół zawodowych w Legnicy czy Jeleniej Górze są już zagrożone (nie mówiąc o Pułtusku czy Tomaszowie Lubelskim). Potencjał intelektualny i ekonomiczny uczelni tego typu może nie wystarczyć w walce o dramatycznie małą liczbę studentów. Nie bez przyczyny już teraz mówi się, aby połączyć dolnoślaskie uczelnie tego typu (wyższe zawodowe) w jedną w celu zwiększenia ich szans na przetrwanie. To smutne, ale uczelnie w mniejszych ośrodkach, o których piszą w komentarzach internauci, też mają nikłe szanse, aby przetrwać. To diagnoza sytuacji. A budowanie wizji akademickiego Bolesławca musimy rozpocząć od tych właśnie danych.

Czy fakty, które przytoczyłem, dowodzą, że nie chcę uczelni wyższych w Bolesławcu? Że nie będę zabiegał o ich utrzymanie (zamiejscowe ośrodki dydaktyczne uniwersytetu ekonomicznego cz AGH) i rozwój? Że nie będę starał się o pozyskanie przydatnych miastu i jego młodym mieszkańcom nowych kierunków? Nie dowodzą.

I teraz składam deklarację, która nie jest „wyborczą ściemą”. Zrobię wszystko, żeby Bolesławiec stał się subregionalnym ośrodkiem edukacyjnym (będzie takim ośrodkiem na poziomie ponadgimnazjalnego szkolnictwa zawodowego). Dołożę wszelkich starań, aby tak się stało. Wykorzystam możliwości, które do tej pory nie zostały wykorzystane. M.in. zaproszę do współpracy w tym celu wielki biznes – choćby KGHM czy kopalnię i elektrownię Turów. Spróbuję „ożenić” edukację z przemysłem. Żadne to novum, ale w wielu miejscach się sprawdziło. Dlaczego nie u nas? Nie odpuszczę bez „walki”.

Nie wiem, drodzy internauci, w tym Agato i Adamie, czy podzielacie moje zdanie, czy nie zniechęciłem Was do siebie tym szczerym wywodem. Ale uważam, ze szczerość – a nie „wyborcza ściema” – musi być podstawą rozmowy z mieszkańcami. Rozmowy o przyszłości Bolesławca. Rozmawiajmy więc! 

Blog zaczyna… żyć!

Blog zaczyna… żyć! Wiele osób mówi mi, że czas, który poświęcam na pisanie w Internecie, to czas stracony. A ja im odpowiadam, że to moje pisanie to ROZMOWA, a przecież… warto rozmawiać. W zasadzie nie wiem dokładnie, czy internauci to 3% wyborców (jak mówią mi jedni) czy 15 – 20% (jak mówią inni). Nieważne. Każda forma komunikowania się jest dobra. Czy mam gwarancję, że na organizowane już niedługo spotkania wyborcze przyjdzie więcej niż 5 – 10 osób? Nie mam. Nawet jak przyjdą trzy, to poświęcę im swój czas i będę z nimi rozmawiał. Bo oni … poświęcili mi swój czas. Czas za czas. Myśl za myśl. Twarzą w twarz. To lubię najbardziej!
Ale na razie mam blog. A ten nareszcie zaczyna… żyć! Pojawiają się pierwsze komentarze „okołoprogramowe”. Rozwija się dyskusja. Namawiam, abyś i Ty się do niej przyłączył. Choćby tu:

https://dariuszkwasniewski.wordpress.com/2010/08/02/bylem-gosciem-rozmowy-tygodnia-w-boleslawieckiej-telewizji-azart-sat/

PS. A w komentarzach – m.in. – o budżecie JST i różnych pomysłach na inwestowanie (to w dyskusji z Bartkiem) oraz polemika z Agatą nt. wyzwań XXI (a nawet XXII) wieku i refleksja o wyborczych (czczych) obietnicach. Zapraszam!

Mamy Prezydenta!

Napisałem „Mamy Prezydenta” i zaraz się zastanowiłem, czy takie sformułowanie jest właściwe, czy nie jest nadużyciem. Albo może inaczej: ilu Polaków odpowiedziałoby – „Kto ma, to ma – ja nie!” Fakt: jesteśmy bardzo podzieleni…
„Zgoda buduje” – czy Bronisławowi Komorowskiemu uda się zbudować zgodę?!   Pierwsze komentarze Jarosława Kaczyńskiego nie pozostawiają złudzeń. On na zgodę i na współpracę nie miał (zapowiedź końca „wojny polsko-polskiej” była tylko wyborczym chwytem i wyrachowanym kłamstwem jednocześnie) i nie ma najmniejszej ochoty. I nie wierzę, aby mogło się to zmienić. Raczej zastanawiam się, ilu ludzi raz jeszcze zechce przyjąć jego punkt widzenia? Wybierze „wojnę”, frustrację i bojkot.  I myślę, że każdy z nas powinien coś robić, aby tych ludzi było jak najmniej. Działać, tłumaczyć, przekonywać.

Prezydent Komorowski zakończył orędzie, mówiąc: „Wierzę w nas, Polaków”. Chciałbym wierzyć, że ta wiara nie okaże się płonna.

7 sierpnia 2010 r.

Byłem gościem „Rozmowy tygodnia” w bolesławieckiej telewizji Azart-Sat

Wczoraj pisałem, że chyba będę na „Rozmowie tygodnia” w telewizji Azart-Sat i byłem. Przebieg rozmowy – link poniżej.
Proszę o uwagi i komentarze. 

http://azartsat.pl/index.php/rozmowa-tygodnia/1514-rozmowa-tygodnia-2-sierpnia-2010

Dodam, że zamierzałem przedstawić podczas tej rozmowy główne założenia mojego „prezydenckiego” programu wyborczego. Co prawda, nie lubię słowa „wyborczego”, bo może ono sugerować, że to tylko program na czas kampanii wyborczej – a to program na czteroletnie (jeśli mieszkańcy Bolesławca zaufają, bo uda mi się ich przekonać) działania.  I pracę w miejskim samorządzie. A w niektórych obszarach… być może nawet na dłużej.
Nie zdażyłem omówić w wywiadzie głównych założeń czwartego z obszarów programu, więc można się im teraz przyjrzeć. Kompletny program upubliczniony zostanie niebawem. Rozpoczęcie formalnej kampanii zbliza się przecież wielkimi krokami! A może – jak już pisałem – stanie się to nawet ciut wcześniej? 

Zapraszam do lektury.

„Miasto to ludzie – razem można więcej”

                 Zanim zaprezentowany zostanie Państwu – mieszkańcom Bolesławca – mój pełny program „prezydencki”, przedstawiam główne tezy programowe wraz z autorskim komentarzem.

     Podstawą rozwoju miasta jest optymalne wykorzystanie jego potencjału. Podkreślam jednak, że najważniejsze przedsięwzięcia (inwestycje) będą możliwe do realizacji, o ile przeprowadzone zostaną w ramach współdziałania – partnerstw z innymi samorządami (gminami, powiatem, województwem) lub zainteresowanymi podmiotami (np. PKP, Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad, KGHM). Sukces uwarunkowany jest też współpracą z lokalnymi przedsiębiorcami oraz  stowarzyszeniami, które zainteresowane są zrównoważonym rozwojem miasta (działaniami na rzecz rozwoju gospodarczego, edukacji, kultury i sportu oraz bezpieczeństwa życia mieszkańców).

     Planowane działania wpisane zostały w cztery główne obszary (tytuły robocze):
I.    Rozwój gospodarczy i inwestycje
II.  Edukacja – inwestycja w potencjał mieszkańców
III. Kultura i sport – oferta dla każdego z nas
IV. Bezpieczne, opiekuńcze i sprawne miasto

I.                   Rozwój gospodarczy  i  inwestycje:  

  1. Inwestowanie musi mieć charakter prorozwojowy, tzn. w dużej części służyć powinno zwiększeniu dochodów miasta w przyszłości. Dlatego w planowanych inwestycjach zawarte będą takie, których celem jest podniesienie atrakcyjności turystycznej Bolesławca. Mam świadomość, że nasze miasto nie stanie się – z oczywistych względów – drugim  Krakowem (nie „dorobimy się” już zabytków klasy „zerowej”) ani Karpaczem (stoków narciarskich i tras górskich nie zbudujemy), ale same miasto, a szczególnie jego najbliższe otoczenie, stwarza szansę zbudowania atrakcyjnej oferty turystyczno-wypoczynkowej (Bory Dolnośląskie i Bóbr – Kwisa). Wykorzystanie potencjału Bolesławca i sąsiednich miast (gmin) pozwoli na stworzenie „sieciowych” produktów turystycznych (szlaki wodne, rowerowe, piesze czy konne), a te mogą już spowodować napływ turystów – osób, które zdecydują się odwiedzić Bolesławiec i okolice i zostać tu kilka dni. Osoby te (turyści) zostawią u nas pieniądze (usługi), które zarobią lokalni przedsiębiorcy. W konsekwencji płacone przez nich podatki zasilą miejski budżet, który ponownie będzie mógł te pieniądze zainwestować. Temu zadaniu podporządkowana być musi promocja miasta, której głównym celem jest właśnie wspieranie rozwoju gospodarczego (nie zaś „produkcja długopisów”).
  2. Priorytetem staje się jak najszybsze powstrzymanie niepokojącego trendu wyludniania się miasta. Dlatego nasza gmina powinna tworzyć warunki sprzyjające rozwojowi wszelkich form budownictwa mieszkalnego. Dotychczasowa polityka (mało, a więc drogie działki budowlane) sprawiła, że wielu bolesławian wybudowało swoje domy w okolicznych miejscowościach (Kruszyn, Łaziska, Dobra), co spowodowało  znaczne uszczuplenie dochodów miasta – podatki zamiast do budżetu Bolesławca trafiły do „kasy” sąsiednich gmin.
  3. Należy kreować sprzyjające warunki, które umożliwią inwestorom tworzenie w Bolesławcu (ale też w najbliższej okolicy) nowych miejsc pracy. Oprócz standardowych starań o pozyskanie inwestorów do naszej strefy gospodarczej (WSSE) należy także promować działania na rzecz przywrócenia w naszym rejonie wydobycia lokalnych złóż mineralnych, w tym miedzi. I znów potrzebne jest tu współdziałanie miasta z innymi zainteresowanymi podmiotami (lobbing, promocja, partnerstwa). Do rozwoju miasta oraz zapewnienia większego komfortu życia mieszkańców przyczynią się także inwestycje drogowe (skomunikowanie poszczególnych części Bolesławca) oraz usprawnienie zarządzania drogami w obrębie miasta (w porozumieniu
    z powiatem).

       Dodatkowym czynnikiem, który pozwoli osiągnąć założone cele będzie także wspieranie rozwoju przedsiębiorczości poprzez prowadzenie przyjaznej polityki podatkowej oraz rozwinięcie działań doradczo-pomocowych dla osób chcących założyć i prowadzić własną firmę. Nie zapomnę, że przedsiębiorcy współtworzą dochody gminy.

II.                EDUKACJA – inwestycja w potencjał  mieszkańców

  1. Działania podporządkowane będą podniesieniu jakości oferty edukacyjnej. Dokonana zostanie racjonalizacja wydatków na realizację tych zadań (nie będą one polegać na ich zmniejszeniu tylko skuteczniejszym ich wykorzystaniu), co pozwoli – m.in. – na zwiększenie dodatków płacowych dla najlepszych nauczycieli i dyrektorów. Liczba miejsc w żłobkach i przedszkolach zostanie dostosowana do rzeczywistych potrzeb bolesłąwieckich rodzin (jednostki organizacyjne miasta lub wsparcie prywatnych przedsięwzięć w tym zakresie).
  2. Priorytetem będzie stworzenie systemu dodatkowych zajęć lekcyjnych, zarówno wyrównawczych, jak i dla uczniów szczególnie uzdolnionych. Środki na ten cel pozyskane zostaną ze źródeł unijnych. Podkreślam, że nieumiejętność pozyskania pieniędzy na ten cel (lub zlekceważenie takiej możliwości) uważam za jedno z największych niepowodzeń obecnych władz miasta (działania te z wielkim sukcesem realizowane są w powiecie). Zamierzam rozwijać klasy sportowe, poprawić warunki edukacji dzieci i osób niepełnosprawnych, wprowadzić naukę języka obcego w przedszkolach oraz wspierać kształcenie ustawiczne osób dorosłych, w tym formy kształcenia wyższego.

III.              KULTURA I SPORT – OFERTA DLA KAŻDEGO Z NAS  

  1. Bolesławiec powinien rozszerzyć „czynną” ofertę kulturalną zarówno dla  mieszkańców miasta (formy spędzania wolnego czasu, rozwijanie uzdolnień i zainteresowań), jak i osób, które dla organizowanych wydarzeń kulturalnych zechcą do nas przyjechać (kultura jako forma promocji). Bezsprzecznie należy zwiększyć liczbę imprez kulturalnych w ciągu całego roku (poza majem i sierpniem, np. w czasie karnawału) – możliwe to jest nawet w ramach tych samych pieniędzy.
  2. Priorytetem stanie się  organizacja cyklicznych wydarzeń artystycznych (koncertów, wieczorów autorskich i spektakli), do tworzenia których zaproszeni zostaną lokalni artyści i animatorzy kultury. We współpracy z zainteresowanymi stowarzyszeniami oraz powiatem miasto powinno współtworzyć te wydarzenia, wykorzystując m.in. wyremontowany obiekt Teatru Miejskiego. Realizując zadanie wychowania przez aktywność kulturalną, należy zainicjować działania artystyczne dla najmłodszych bolesławian.
  3. Wparcie dla rozwoju sportu i rekreacji dotyczyć będzie dwu obszarów: rozbudowy bazy, np. boisk sportowych w różnych dzielnicach miasta oraz/lub wielofunkcyjnej hali widowiskowo-sportowej (np. z boiskiem do squasha i kręgielnią), oraz zwiększenia oferty sportowo-rekreacyjnej dla mieszkańców, w tym rozwój klas sportowych czy organizację halowych lig sportowych (np. koszykówka, siatkówka, tenis) dla młodzieży i dorosłych. Istotne jest dla mnie wypracowanie modelu ścisłej współpracy i tworzenia partnerstw (samorząd – stowarzyszenia – przedsiębiorcy) na rzecz rozwoju sportu w mieście jako skutecznego narzędzia promocji gminy.

 

IV.           Bezpieczne, opiekuńcze  i  sprawne  miasto    

  1. Bolesławiec powinien być miastem, w którym czujemy się bezpiecznie. Dlatego priorytetowym zadaniem powinno być powiatowo-międzygminne porozumienie na rzecz wspierania naszego szpitala – właśnie Naszego, a nie tylko powiatowego. Niech nasz szpital przestanie być elementem politycznych rozgrywek i rozliczeń, a stanie się naszą wspólną troską i z czasem – powodem do dumy. Priorytetem działań prozdrowotnych winna być także realizacja samorządowych programów zdrowotnych dla mieszkańców (np. zapobieganie rakowi szyjki macicy, zaburzeniom depresyjnym, profilaktyka wad postawy) – wdrażanych systemowo i w zależności od posiadanych środków finansowych.
  2. Rodzina jest wartością” – dlatego rozwijanie lokalnego systemu pomocy rodzinie musi polegać na zwiększeniu pomocy psychologiczno-pedagogicznej, wsparciu finansowym wczesnego wspomagania rozwoju małego dziecka, a także współpracy i koordynacji działań pomocowych pomiędzy instytucjami miejskimi i powiatowymi. Ważna częścią tych działań będzie wspieranie organizacji pozarządowych działających na rzecz bezpieczeństwa zdrowotnego i socjalnego, w tym przeciwdziałanie uzależnieniom i wykluczeniu społecznemu.
  3. Poprawie bezpieczeństwa mieszkańców służyć będą inwestycje komunikacyjne, likwidacja barier architektonicznych dla osób niepełnosprawnych oraz wsparcie dla służb porządkowych i ratowniczych.
  4. Sprawne miasto” to takie, w którym organizacja i jakość pracy urzędników służą mieszkańcom – klientom i podatnikom (zawsze będę pamiętał, że to oni finansują działania administracji samorządowej).

Proszę zapamiętać to hasło: Miasto to ludzie – RAZEM możemy więcej!

 

 

PS. Podkreślam jednocześnie, że program – nawet w wersji przyjętej uchwałą odpowiedniego organu bolesławieckiej Platformy Obywatelskiej – nie będzie „strukturą zamkniętą” (skończoną). Zakładam, że w czasie spotkań z zainteresowanymi nim osobami lub podczas internetowych dyskusji mogą Państwo jakąś ciekawą myśl… podrzucić.

Po lekturze internetowych wypowiedzi…

1 sierpnia 2010 r. taki oto tekst wrzuciłem na „Istotne Informacje”, odpowiadajac na posty internautów:
O „zaciukaniu”, „bajaniu w obłokach” i oczekiwaniu na program…  

Zacznę od tezy, że jestem (ponoć) agresywny i bezpardonowo atakuję obecnego prezydenta… Napisałem kiedyś (www.bobrzanie.pl) i podtrzymuję tę deklarację, że walka (mowa o nadchodzącej kampanii wyborczej) nie musi być krwawa. Wcześniej oświadczyłem zresztą (www.istotneinformacje.pl), że wolę, aby kampania była bardziej „partią szachów” niż bezpardonowym naparzaniem się w necie i w realu.  Nie do końca moja intencja została odczytana, tak jak chciałem, bo czytelnicy zarzucili mi… skłonność do nudy i zbyt małe emocjonalne zaangażowanie w wyborcze zmagania. Nic bardziej złudnego! Że partia szachów może być pasjonująca, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę w szachy grają. Czy nie ma w szachowej rozgrywce emocji? Ależ są. I planowanie – najczęściej na kilka ruchów do przodu – tego, co się niedługo zrobi; subtelne prowokowanie przeciwnika do nieprzemyślanego posunięcia,  diagnozowanie jego możliwości. Czy nie ma pozytywnych emocji i zaangażowania w mojej „rozmowie” z mieszkańcami? Twierdzę, że są. Do autorskiego wyboru mojej – na razie przede wszystkich internetowej – aktywności zapraszam zresztą na blog, który właśnie powstał i na którym zebrałem kilka moich dotychczasowych wystąpień.

      Co istotne. Punktem wyjścia do podjęcia decyzji, że startuję (po wcześniejszym zapewnieniu poparcia ze strony PO, oczywiście), była diagnoza ośmioletnich już rządów obecnego prezydenta. Wiem po prostu, że można zarządzać miastem lepiej. Teraz pozwolę sobie na chwilę szczerości:  Szanowni Państwo, gdybym nie dostrzegł błędów w dotychczasowym zarządzaniu miastem – nie startowałbym. Najprawdopodobniej Platforma i tak wystawiłaby kogoś innego, ale nie byłbym to ja.

     Siłą rzeczy – pisząc, jak rządził obecny prezydent – wskazywał będę słabe strony jego działań. Nikt nie oczekuje chyba, że będę pisał, jaki on wspaniały – pozostawiam to Piotrowi (pozwalam sobie na tę formę, bo jesteśmy przecież z obecnym prezydentem od wielu lat po imieniu…). Będę więc publicznie mówił, co moim zdaniem można zrobić LEPIEJ lub po prostu INACZEJ, Argumentując jednocześnie swoje zdanie. Pyta jedna z internautek – cytuję: „A dlaczego trzeba najpierw zaciukać P. Romana, a dopiero później wyjdzie na jaw, co chce zrobić D. Kwaśniewski?” Odpowiadam: nie zamierzam nikogo „zaciukać”! Będę ostrożny w formułowaniu ocen, bo cenię umiar i rzetelność. Z drugiej jednak strony – nie przemilczę żadnego faktu, żadnego działania, które uważam za niedobre dla naszego miasta. Jeśli więc uznam, że ktoś zamierza „ustawić” zbliżającą się kampanię, posługując się fałszywymi przesłankami, będę przeciwdziałał: dementował lub wręcz ośmieszał zapowiedzi brutalnych ataków (nie planujemy ich) czy przywoływanie jakichś podpaleń. Bo nikt o zdrowych zmysłach tak się nie zachowa. Ludzie, żyjemy w pięknym, ale niedużym mieście. Przecież to bez sensu, żebyśmy się nawzajem opluwali, bo przecież na drugi dzień możemy się spotkać na zakupach w „Biedronce”! I co wtedy? Mamy się na siebie rzucić z pięściami? Czy może udawać, że się nie znamy?!

     I myśl przedostania. Pisze kolejny internauta: „Panie Kwaśniewski, bajanie w obłokach i oskarżanie innych, jak się okazuje, jest u Pana na porządku dziennym, w jaki sposób realizuje Pan swoje pardonowe powiedzenie o kulturze i merytoryce w debacie politycznej?!” 

Drogi Bartku, nikogo nie oskarżam (albo inaczej rozumiemy to słowo). Dlaczego obruszasz się na „bajanie w obłokach” (ciekawe – dodam przy okazji jako filolog – sformułowanie)? Czy dzieje się coś złego, że od czasu do czasu piszę jakiś tekst, w którym zapraszam mieszkańców do dyskusji. Przecież rozmowa, wymiana myśli jest dobra, budująca, służy dyskutantom. Albo się czegoś od siebie dowiedzą, albo uśmiechną pod nosem. Chodzi tylko o to, byśmy zachowali zdrowy rozsądek, nie ubliżali sobie, nie wyzywali, nie byli dla siebie nieuprzejmi. Jeśli ktoś uważa, że piszę głupoty, niech nie czyta. To jak z pilotem i telewizorem. Nie ma przymusu.

     I myśl ostatnia. Wiele osób nawołuje mnie do ogłoszenia… programu wyborczego. Jedni kpią ze mnie, twierdząc, że czekam, aż inni go przedstawią, żeby „ściągnąć”, inni – że go nie mam. Ciekawe, że takiego oczekiwania nie ma wobec pozostałych kandydatów – rozumiem obecny prezydent rządzi już osiem lat, więc można założyć, że dalej będzie robił to, co robi. Ale pozostali? Zresztą nieważne, to ich problem.

     Prawdę mówiąc, to OCZEKIWANIE JEST BUDUJĄCE. I cieszy mnie, poważnie! Bo choć wiadomo, że programy wyborcze czyta garstka wyborców i że to nie one (niestety!) decydują o wygranej lub nie – mnie akurat na tej części wyborców zależy. Bo zależy mi – co już podkreślałem – na rozmowie. Zastanawiam się, ile osób, które dopytują mnie o program, skorzystało z mojej propozycji, aby zapoznać się na razie z naszym (Platformy Obywatelskiej) programem przygotowanym na wybory w roku 2006 (jest na stronie – www.po.boleslawiec.org zakładka „Nasze działania”). Bo niestety – my twierdzimy, że niestety – szczególnie w obszarze miejskim (zadań przypisanych ustawowo gminie) został on zrealizowany w niewielkim stopniu. Oczywiście jest to zrozumiałe. Obecny prezydent ma  inną wizję rozwoju miasta, natomiast my jesteśmy w opozycji. Ale lektura tamtego programu jest dobrym punktem wyjścia do analizy tegorocznego. Dziś – dodam – jesteśmy… o cztery lata mądrzejsi.

     I konkluzja: program przygotowałem i jest. Czy dobry, czy świetny, czy słaby? Ocenią Państwo już niedługo. Liczę bardzo na rzeczową dyskusję o moich propozycjach (nie traktuję bowiem programu  jako struktury zamkniętej”). Jak wspominałem w jednym z postów, czekam aż zostanie przyjęty przez odpowiedni organ mojej formacji (PO znaczy się). Tak to już jest w polityce, która – przypomnę – jest grą zespołową. Kiedy to się stanie? Na pewno nie na tydzień czy 10 dni przed wyborami, jak martwią się niektórzy z internautów. Najpóźniej na drugi dzień po rozpoczęciu oficjalnej kampanii. A może wcześniej? Wolałbym jak najszybciej, byśmy mieli dużo czasu na sprzyjające Bolesławcowi… „spory ad rem”.

PS. Jutro, 2 sierpnia br. wezmę udział (najprawdopodobniej) w „Rozmowie tygodnia” telewizji „Azart–Sat”. Tam przedstawię główne założenia programu. A potem „wrzucę do netu”. Do jutra więc.