Nasz nowy Teatr Stary

Zgadzam się ze Stedem,  że „Życie to nie teatr”. Tak się jednak zdarzyło, że jest teatr, który stał się częścią mojego – nie tylko zawodowego – życia.  A ponieważ zbliża się rocznica jego „uratowania”, powspominam…

Teatr się wali!
Wieść ta gruchnęła zimą 2007 roku.  Powiatowy inspektor nadzoru budowlanego podjął tę decyzję  dokładnie 16 marca. Przeczytaliśmy, że „budynek został wyłączony z użytkowania w trybie natychmiastowym ze względu na „ochronę zdrowia i życia ludzkiego.” Mimo że budynek teatru od wielu już lat był w „nie najlepszym stanie” decyzja nas zaskoczyła. Byliśmy źli, że tak się stało. Dziś wiem, że paradoksalnie decyzja o zamknięciu teatru uratowała go. Ale wtedy tak o tym nie myślałem…

Robimy z teatru zabytek, by…
Decyzja zapadła szybko – ratujemy. Już wtedy tak zaczęliśmy mówić o czekającym teatr remoncie. Bo ekspertyzy potwierdziły: teatrowi groziła katastrofa budowlana. Zaczęło się „szukanie kasy na zewnątrz”, bo powiaty ziemskie (a więc takie jak nasz) nie są bogatymi samorządami. Zaczęło się więc… pozyskiwanie. Pierwszy milion (dosłownie) pozyskujemy z MENu jeszcze w 2007 roku. Jest to możliwe, ponieważ teatr przypisany jest organizacyjnie Młodzieżowemu Domowi Kultury a ten – zgodnie z ustawą o systemie oświaty – jako placówka wychowania pozaszkolnego jest de facto… szkołą. Więc pierwszy sukces! Postanawiamy też „szarpnąć trochę grosza” z puli na zabytki. Tyle że teatr… nie jest zabytkiem! Szykujemy więc papiery, składamy wniosek i… 31 stycznia 2008 r. teatr zostaje wpisany do rejestru zabytków (dzięki Aniu! – to do Ani Bober-Tubaj).  Aha, dla porządku chronologicznego wspomnę, że w tak zwanym „międzyczasie” powstaje już dokumentacja techniczna i ruszają prace nad przygotowaniem przyszłego wniosku unijnego.  Składamy w owym czasie – w sumie – cztery kolejne wnioski o kasę „na zabytek”. Zaczyna się źle. Minister kultury odrzuca dwa kolejne wnioski (rok po roku), odpisując, że teatr z połowy XIX wieku, a starsze zabytki się sypią itd. Szkoda (każdy z wniosków był na ponad 600.000 zł). Piszemy dalej. Dostajemy dwa nieduże, ale jednak ważne dla nas dofinansowania: 60.000 zł od  marszałka i 50.000 zł od „miasta” (dziękowałem wiele razy, ale jeszcze raz… „Dziękuję”!). Cały czas powstają „papiery”. W styczniu 2009 roku dostajemy pozwolenie na budowę, w maju wyłaniamy wykonawcę pierwszego (ratunkowego) etapu remontu i – uwaga! – rozbudowy teatru, zaś w  czerwcu przekazujemy wykonawcy plac budowy. Przypomnę,  że rozbudowa była warunkiem, który postawił konserwator zabytków. I dobrze – teatr zyskał i na funkcjonalności, i na wyglądzie. W ramach tych prac – m.in. – wzmacniamy fundamenty prawego skrzydła teatru (zbudowanego na byłej fosie), łączymy je z główną bryłą budynku. Budynek został uratowany. Wydatek – ok. 1,6 mln zł. Mamy koniec… 2009 roku. I ciągle wiele (finansowych) niewiadomych. Przed nami… drugi etap.

Fiasko „opcji polsko-saksońskiej”

Już od połowy 2007 roku zaczęliśmy zabiegać o dofinansowanie ze środków unijnych. Zaczęliśmy od… opcji „saksońskiej”. Ruszyliśmy do Bautzen (bo to nasz powiat partnerski). Pamiętam decydujące spotkanie: ja i dwóch starostów: Przybylski i Harig. Początkowo rozmowy w starostwie nie bardzo idą. Upragnione słowo „zgoda” pada jednak podczas mojej rozmowy ze starostą Harigiem  w cztery oczy (w trakcie obiadu w uroczej restauracji na starówce).  Zaczynamy prace nad wnioskiem, mimo że dokumenty związane z wdrażaniem unijnych programów operacyjnych (swego rodzaju „worków z unijnymi pieniędzmi) ciągle są nieukończone, więc losy wniosku niepewne. Niestety, po kilku miesiącach prac okazuje się, że – krótko pisząc – jednak „nie da rady” (możemy dostać tylko małą część wnioskowanej kwoty, bo prace „na zewnątrz” budynku nie mogą być z tego programu sfinansowane). Rezygnujemy…

Miasto podaje wędkę, czyli rewitalizacja

I gdy jest źle, nowa możliwość! A było tak. Zadzwonił Piotr Żak i powiedział, że jest zgoda (jego) „szefa”, aby włączyć remont teatru do miejskiego Lokalnego Programu Rewitalizacji (luty 2009 r.). W ramach takich programów dolnośląskie miasta – w zależności od wielkości – mogły ubiegać się o środki unijne na gminne inwestycje. Zaczęły się rozmowy i  ustalenia. Doszło do nagłego „zwrotu akcji” (zmniejszenia pierwotnej kwoty, która miała być… „cudna” – ponad 2,8 mln zł!). ), ale w końcu udaje się. Złożyliśmy wniosek do Regionalnego Programu Operacyjnego i otrzymaliśmy – ostatecznie – ok . 1,2 mln zł. Podkreślam: pieniądze te pozyskaliśmy my (powiat), ale „miasto” (rada miasta i prezydent) umożliwili nam staranie się o nią. Dziękujemy wszystkim, którzy się do tego przyczynili (Dzięki, Piotrze, dziękuję Jerzy!)

Etap drugi, czyli… z górki
W lipcu 2010 roku zapadają ostatnie decyzje: podpisujemy umowę o dofinansowanie (dotacja z UE) i wyłaniamy wykonawcę. Ruszają prace. Nie zawsze wszystko gra, bo remontowanie „starego” jest trudniejsze niż budowanie nowego (dużo by pisać…). Ale prace postępują. W teatrze wymieniamy wszystko. Pięknieje, staje się funkcjonalny i bezpieczny.  Ostatecznie wartość zadania pn. „Remont i rozbudowa zabytkowego budynku Teatru Miejskiego – siedziby MDK w Bolesławcu” wyniosła prawie 7 mln zł (6.938.191 zł), z czego środków zewnętrznych pozyskaliśmy ponad 2,3 mln zł.  Do odbioru robót (zakończenia inwestycji) doszło  30 stycznia 2012 r., czyli… po prawie 5 latach od zamknięcia teatru. Złośliwi mówią – długo. Fakt, pięć lat życia. Emocje, praca i starania wielu osób. Trudne chwile, wiele rozczarowań po drodze. Ale jednocześnie… wielka radość! Wystarczy wejść do teatru.

Uratowaliśmy teatr jako sztukę !
Tuż przed rozpoczęciem pierwszego po remoncie spektaklu („Mizantrop” Moliera) – jeszcze w przeddzień uroczystego otwarcia (marzec 2012) – miałem zaszczyt przywitać pierwszych widzów. Powiedziałem wtedy, że udało się nam – dla mieszkańców naszego miasta i powiatu i za ich pieniądze – uratować budynek teatru. Wyraziłem też przekonanie, że uda się nam… uratować dla Bolesławca teatr jako sztukę. Dziś wiem, że nie była to czcza deklaracja. Dyrektor „eMDeKu” i jego współpracownicy robią w teatrze fantastyczne rzeczy, gościmy na naszej scenie uznanych artystów. Teatr żyje. W ciągu roku – który minął tak szybko – przez teatr przewinęło się…  ponad 25.000 widzów! Mogliśmy uczestniczyć (do dziś, czyli 22 marca 2013 r. ) w 104 wydarzeniach, w tym 38 spektaklach teatralnych. To sukces wielu osób, które „ratowały” budynek; to sukces tych, którzy w teatrze tworzą sztukę. To nasz sukces. I nasz… nowy Teatr Stary.

Obrazek

Zdecydujmy, co najważniejsze

Zamiast wstępu… ontologiczno-technologiczna dygresja „na wejściu”: Laptop, net, komórka, właściwi ludzie „w zasięgu” i okazuje się, że i na L4 można efektywnie pracować. Ot, (niby) w samotności…

Od kilku dni „siedziałem” nad elektronicznym Systemem Ewidencji Inicjatyw Projektowych. Wpisywałem więc „gdzie trzeba” te… inicjatywy projektowe. Można powiedzieć, że są one „projektami projektów” unijnych, które chcielibyśmy (kto wie, może nawet niektóre będzie nam dane?) jako Powiat Bolesławiecki realizować w nadchodzącym okresie programowania. Czyli w latach 2014 – 2020, w których Polska wykorzystywać będzie fundusze UE. Nie są to jeszcze – co podkreślam – zaklepane (zatwierdzone przez radę powiatu) projekty przedsięwzięć. To „tylko” ale jednocześnie „” deklaracja przeprowadzenia przykładowych, z założenia najważniejszych dla nas (lokalnej społeczności) zadań publicznych. Zadań, które dotyczyć mogą wszystkich ustawowych obszarów działalności powiatu. Zestawienia te – teoretycznie przysłane przez wszystkie samorządy – posłużą władzom województwa do opracowania nowego Regionalnego Programu Operacyjnego. Jego kształt jest bardzo ważny, bo w dużej mierze to  właśnie od sposobu podziału „pieniędzy unijnych” na poziomie Dolnego Śląska zależeć będzie, czy nasze projekty (pomysły) będą mogły być zrealizowane.

Trudno dziś ostatecznie oceniać szanse przeprowadzenia proponowanych zadań. Wiele jeszcze niewiadomych przed nami: począwszy od kształtu przyszłego RPO (regionalnego programu operacyjnego, czyli dolnośląskiego worka z kasą na inwestycje infrastrukturalne) i wojewódzkiego PeOKaeLu (worka z pieniędzmi na regionalne projekty „miękkie”), poprzez gorset (zmienny– niezmienny?) słynnego art. 243 ustawy o finansach publicznych, trudne do oszacowania dochody z PITu i CITu w najbliższych 2-3 latach, niepewną przyszłość Narodowego Programu Przebudowy Dróg Lokalnych (zwanych potocznie „schetynówkami”)… aż – w konsekwencji tych wszystkich zmiennych – przyszłego kształtu naszej Wieloletniej Prognozy Finansowej Powiatu Bolesławieckiego (do roku 2024), będącej pochodną… kondycji finansowej powiatu.

Jedno mnie cieszy. Nasza sytuacja „organizacyjna” jest diametralnie odmienna od tej, którą przeżywaliśmy na początku obecnego (jeszcze) okresu programowania. W pierwszych miesiącach roku 2007 nie mieliśmy – jako powiat – w zasadzie żadnych doświadczeń (władze II kadencji „przespały”, niestety, lata 2004 – 2006). Tworzyłem wtedy pierwszy w powiecie (aż wstyd się przyznać) wieloletni program inwestycyjny; budowaliśmy zespół ludzi, którym się chciało i którzy mieli „pozyskać” tę – mityczną wtedy – unijną kasę. Dziś uważam, że dobrze się spisaliśmy. Powstały inwestycje, które „służą” nam na co dzień. Bez wodotrysków. Praktyczne i przydatne. Przypomnę najważniejsze. To – m.in. – dwa projekty szpitalne (SOR i informatyzacja szpitala), modernizacja (w partnerstwie z miastem) ciągu ulic Karola Miarki – Żwirki i Wigury (jest bezpieczniej i funkcjonalniej). Stworzyliśmy w naszych szkołach najnowocześniejsze w Polsce (Niemcy też nam zazdroszczą!) pracownie zawodowe (subregionalne centra kształcenia zawodowego) czy wreszcie… „uratowaliśmy” Teatr Stary (fakt, to trochę „luksus”, ale jakie piękne się tam dzieją rzeczy!). Ogromną satysfakcję dały nam (ciągle realizowane) „potężne” projekty edukacyjne. Pamiętacie choćby „eSOeS”? Za grube miliony złotych wyposażamy uczniów w kompetencje i doświadczenia, które mają im ułatwić wejście w dorosłe już życie. Bo przecież po to są szkoły. Zresztą projektów dla młodzieży powstają dziesiątki. Nauczyciele i dyrektorzy stali się ekspertami w ich tworzeniu. Jednak co praca zespołowa to praca zespołowa… 🙂

Do SEIPu wpisałem osiem „inicjatyw projektowych” (patrz tabela pod tekstem). Znalazło się w nim (systemie) także kilka propozycji sformułowanych przez kierownictwo szpitala (również osiem). Które z nich wszystkich (całej „szesnastki”) uważam za najważniejsze? Na pewno jest wśród nich budowa nowego bloku operacyjnego (jeśli nie powstanie, możemy „stracić” szpital). To chyba „priorytet priorytetów”. Czy uznają ten fakt – poza nami – również włodarze gmin? Powinni. Istnieje jednak obawa, że zwyciężyć może fatalna filozofia „szpital nie nasz, bo powiatowy”. I będzie ciężej… Jeśli nie poszukamy – ponad podziałami administracyjnymi i ustawowymi – najważniejszych wyzwań i im nie sprostamy, możemy przegrać. Jest jednak szansa, że tym razem nie okażemy się „politykierami”, lecz… samorządowcami, którzy w imieniu mieszkańców (i za ich pieniądze!)… zarządzają skutecznie… ich pieniędzmi. Skąd ta wiara? Bo człowiek uczy się na SWOICH BŁĘDACH! A te już przecież popełniliśmy. Drugi raz? Bez sensu… Twierdzę wiec, ze sposób „podejścia” do szpitala będzie swoistym papierkiem lakmusowym. Ciekawe czasy nadchodzą…

Drugim zadaniem, któremu warto – moim zdaniem – się poświecić jest pomysł na systemowe i docelowe rozwiązanie problemu ludzi, dla których los nie był – co smutne – łaskawy. Dla osób niepełnosprawnych: i umysłowo, i fizycznie. Osób, którym tak ciężko na co dzień. Osób zagrożonych – jak to się mówi w „euro slangu” – wykluczeniem. Te osoby zasługują na wsparcie i pomoc. Podobnie ich rodziny. Dlatego też uważam, że warto popracować nad wybudowaniem w powiecie specjalistycznej placówki, którą roboczo nazywam Powiatowym Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych (od razu wyjaśnię: „kształcenie” to oczywiście system oświaty, zaś rehabilitacja… społeczna, nie medyczna). Byłoby to funkcjonalne i nowoczesne miejsce, w którym mogłyby się rozwijać osoby „poszkodowane przez los”: od przedszkolaków po osoby dorosłe. W centrum tym znalazłby się obecny zespół szkół i placówek specjalnych wzbogacony o przedszkole specjalne, ale również instytucje pomocy społecznej, np. o warsztaty terapii zajęciowej
i świetlicę środowiskową. Możliwości jest kilka – przy współpracy z gminami można by się jeszcze pokusić (na razie nie ma tego w naszym wariancie) o usytuowanie tam tzw. oddziałów integracyjnych. Istotnym elementem tworzenia takiej placówki jest fakt, że zadania związane z edukacją osób niepełnosprawnych są bardzo dobrze subwencjonowane, w związku z czym nie byłoby problemów z bieżącym utrzymaniem takiego centrum. Kłopot – lokalizacja. Ale jest kilka pomysłów.

W tabeli przedstawiam pozostałe – również ważne – inicjatywy projektowe. Też bliskie memu sercu dwa projekty „borowe”, których beneficjentami mają być tak naprawdę przedsiębiorcy z branży turystyczno-hotelarsko-gastronomicznej. Też mogę o tych (i o pozostałych) projektach, jeśli będzie potrzeba, krótko opowiedzieć. Jedne mają większe szanse na uzyskanie unijnego dofinansowania, inne mniejsze. Ale na pewno ich wykaz może być punktem wyjścia do ważnej dla nas – mieszkańców powiatu i Bolesławca – dyskusji.

 Co więc Państwo proponują? Jakie inne przedsięwzięcia? Które z zaproponowanych inicjatyw powiatowych zasługują na realizację? Które z nich powinniśmy realizować w partnerstwie (z naszymi gminami, sąsiednimi powiatami, organizacjami pozarządowymi)?  To najważniejsze pytania i czas na „dogadywanie odpowiedzi”.

Może tym razem się… nie „pokłócimy” ? Śmiesznie to brzmi, ale emocje (i głupio definiowana polityka) trochę nam już w ostatnich latach przeszkodziły. W lepszym zarządzaniu gminami i powiatem właśnie. Nie pozwólcie na to 🙂
Zapraszam do dyskusji.

Tabela powiatowych inicjatyw:

Lp.

Tytuł Inicjatywy

Cel strategii

Makrosfera SRWD

1

Klub młodych geniuszy – powiatowy program wspierania uzdolnień C8. Podniesienie poziomu edukacji, kształcenie ustawiczne M6. Edukacja, nauka, kultura, sport i informacja

2

„W zgodzie z sobą i otoczeniem” – program terapeutyczny dla wychowanków Zespołu Resocjalizacyjnego C7. Włączenie społeczne i podnoszenie poziomu życia M7. Społeczeństwo i partnerstwo

3

„Szkoła Moją Szansą” – powiatowy program wspierania uczniów Powiatu Bolesławieckiego C8. Podniesienie poziomu edukacji, kształcenie ustawiczne M6. Edukacja, nauka, kultura, sport i informacja

4

„Dolnośląskie Smaki Europy” – promujemy kuchnię regionu C3. Wzrost konkurencyjności przedsiębiorstw, zwłaszcza MŚP M4. Turystyka

5

„Borowy raj rowerowy” – szlaki rowerowe Borów Dolnośląskich i obszaru trójrzecza Nysa-Kwisa-Bóbr C4. Ochrona środowiska naturalnego, efektywne wykorzystanie zasobów oraz dostosowanie do zmian klimatu i popr. poziomu bezpieczeństwa M4. Turystyka

6

Modernizacja drogi Nr 2272D Bolesławiec – Gromadka – Chocianów C2. Zrównoważony transport i poprawa dostępności transportowej M1. Infrastruktura

7

Modernizacja drogi Nr 2271D wraz z budową stałego mostu przez rzekę Kwisę w Świętoszowie C2. Zrównoważony transport i poprawa dostępności transportowej M1. Infrastruktura

8

Budowa Powiatowego Centrum Kształcenia i Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych w Bolesławcu C8. Podniesienie poziomu edukacji, kształcenie ustawiczne M6. Edukacja, nauka, kultura, sport i informacja

O strategii, błędach i szansach!

Znany lokalny felietonista – ekspert od liczebności klas w szkołach miejskich i liczby czworonożnych przyjaciół naszych – obiecał, że zada pytania. I dobrze. Nawet powinien. Radnym jest powiatowym, więc zadawanie pytań (interpelowanie) to dla niego i chleb powszedni, i poniekąd obowiązek. Trochę szkoda, że pytania nieco retoryczne, ale są.  Ponieważ wspomniał o mnie w swym  tekście – odpowiadam.

Przypomnę jednak, o co chodzi. Maciej Małkowski zadaje pytania, ponieważ pokusił się o interpretację wyniku moich i naszych (czyli radnych Powiatu Bolesławieckiego, a więc także Jego – jako radnego) starań o wprowadzenie zmian w uchwalonej kilka dni temu Strategii Rozwoju Województwa Dolnośląskiego (uchwalono ją 28 lutego br.). Maciej (jesteśmy po imieniu) ubolewa, że nie wszystkie wnioski przeszły i że WIĘKSZOŚĆ naszych postulatów nie została uwzględniona. Odpowiadam więc:

To NIEPRAWDA! Uwzględniono pięć  z ośmiu. Pięć ósmych to więcej niż połowa. 5/8 to… „więcej niż mniej”. Dlaczego więc radny Małkowski pisze, że WIĘKSZOŚĆ naszych postulatów nie została uwzględniona? Nie wiem. Przecież… dobry jest w liczeniu (a to liczba dzieci w klasach a to zwierzaków w naszych domach) ! 🙂

Istotne, że udało się wprowadzić  główny postulat: zostaliśmy strategicznie „związani” z zagłębiem miedziowym. Znaleźliśmy się ostatecznie zarówno w Legnicko-Głogowskim Obszarze Integracji, jak również w Legnicko-Głogowskim Okręgu Przemysłowym (postulaty nr 2 i 3). I dobrze, że tak się stało.

Do czego natomiast nie udało się nam przekonać władz województwa? Do utworzenia kolejnego tzw. obszaru interwencji, który proponowaliśmy nazwać „Bory Dolnośląskie” a który eksponować miał – z jednej strony – same bory (największy las w Polsce, ba – niektórzy twierdzą, że w Europie), z drugiej „ceramikę bolesławiecką”: zarówno tradycję i jej kulturotwórczy charakter (święto ceramiki, „Gliniada”), jak i funkcjonujący – charakterystyczny i rozpoznawalny – przemysł ceramiczny.

Dlaczego tak się stało?” – pyta Maciek Małkowski. Myślę, że retorycznie. Musi pamiętać, że – jako drugi zastępca prezydenta Bolesławca – zdecydował (a może współdecydował?)  o nieprzystąpieniu (lat temu parę) przez  gminę miejską do projektu promocyjnego „Odkryj urok Borów Dolnośląskich” (dodam zrealizowanego już z sukcesem przez Powiat Bolesławiecki i trzy gminy… Powiatu Zgorzeleckiego).
Odpowiadam. Przyczyn jest kilka, ale – moim zdaniem – najważniejszą był brak poparcia dla tej inicjatywy ze strony innych samorządów  – przede wszystkim gmin naszego powiatu z Gminą Miejską Bolesławiec na czele. Szkoda.  Nie ma jednak co się „mazać”. Trzeba nadal przekonywać je do tej idei. Współpraca jest lepsza od braku współpracy. Wiadomo – razem można więcej!  🙂

 „I czy da się to jeszcze naprawić?” – drugie pytanie Macieja. I tak, i nie. „Nie”, bo strategii już nie zmienimy – szkoda „prądu” i zachodu. Ale po wtóre „TAK”! Oczywiście, że tak! Bo brak wspomnianego zapisu w strategii regionu nie zabrania nam podjęcia działań na rzecz promowania Borów Dolnośląskich, ukazywania ich uroku i podkreślania, że rozwój turystyki w oparciu o „Nasz Las” jest jedną z szans na rozwój gospodarczy subregionu. Jest szansą na rozwój powstających coraz śmielej firm zajmujących się oferowaniem atrakcyjnych usług dla turystów (spływy „borowymi” rzekami, turystyka konna, rowerowa, spacery z kijkami, specjały regionalnej kuchni, „grzybowe eldorado”, itd.). Co więcej – uprzedzę prawdopodobne (kolejne) pytanie: brak obszaru interwencji nazwanego „Bory Dolnośląskie” nie przekreśla naszych szans w ubieganiu się o środki unijne (w latach 2014 – 2020). Wszak statusu obszaru interwencji nie mają również ani Karkonosze, ani Góry Stołowe czy Masyw Ślęży. A zapewne będą „pretekstami” do pisania i realizowania wniosków unijnych, które powstaną. Nasz – BOROWY – też musi powstać!

Większym problemem może być budowanie partnerstw i realizacja WSPÓLNYCH projektów. Jesteśmy mądrzejsi o błędy już popełnione. Czy to wystarczy? Czy wystarczy postulat: NIE POPEŁNIAJMY ICH KOLEJNY RAZ ?!?
Jeśli Maciej  Małkowski, wykorzystując swoje (smutne, ale jednak zawsze „jakieś”) doświadczenia zastępcy prezydenta (który… „borom się nie chciał kłaniać”) i możliwości, jakie daje mu mandat radnego powiatu, zechce się włączyć do prac nad promowaniem naszej wspólnej i pięknej ziemi bolesławieckiej (a ja już te prace prowadzę…), to… witam w klubie!
Może zechcą popracować w tym klubie wójtowie, burmistrz i prezydent ? Cholera wie…

 Zakończę jednak pozytywnie: Weźmy się do pracy, a żadna strategia nam nie przeszkodzi!